Choć nie mamy jeszcze zaktualizowanej polityki energetycznej Polski do 2030 r., która miała być gotowa do końca 2017 r., a teraz według deklaracji resortu energii ma to być koniec tego roku, to od stycznia mamy nową strategię dla górnictwa węgla kamiennego. Na wszelki wypadek założono w niej jednak trzy scenariusze produkcji i zapotrzebowania na ten surowiec: malejący, niezmienny i wzrostowy. Z każdego jednak wniosek jest ten sam – węgiel był, jest i będzie nam potrzebny, będzie też nadal przez najbliższe lata podstawowym surowcem do produkcji energii elektrycznej w Polsce.

Reklama

Jednak bazowanie na węglu kamiennym od lat ewoluuje. Jeszcze kilka lat temu produkcja tego paliwa sięgała 80 mln ton, a do 2008 r. byliśmy jego eksporterem netto, czyli sprzedawaliśmy za granicę więcej, niż z zagranicy kupowaliśmy. Dziś przy produkcji rocznej na poziomie ok. 65 mln ton sprowadzamy ponad 13 mln ton (2017 r.), a w tym roku może być jeszcze więcej. Chodzi zarówno o węgiel energetyczny, jak i koksujący, będący bazą do produkcji stali. Kopalń zostało nam kilkanaście, przynajmniej formalnie, bo niektóre składają się tak naprawdę z trzech, np. Ruda to Pokój, Bielszowice i Halemba. Górników mamy 82,8 tys. (według danych ARP na koniec marca), a przecież nie tak dawno było ich ponad 100 tys.

Górnictwo powoli się kurczy. Jednak póki rząd nie skonkretyzuje, jak w kolejnych latach ma wyglądać struktura produkcji prądu (i czy dopuszczamy zwiększanie importu), czy będziemy budować elektrownię atomową, która miałaby odpowiadać za ok. 10 proc. wytwarzania energii elektrycznej, to wciąż właśnie węgiel odmieniany będzie przez wszystkie przypadki.