Wręcz przeciwnie – branża ta ma się w Europie coraz lepiej, o czym świadczy chociażby liczba jednorożców, czyli start-upów wycenianych na ponad miliard dolarów. Ich liczba waha się co prawda w zależności od zestawienia, ale według angielskiej firmy doradczo-inwestycyjnej GP Bullhound jest ich na Starym Kontynencie już prawie 60 – i z każdym rokiem przybywa. Najcenniejszą taką firmą z tej strony Atlantyku jest Spotify, szwedzki serwis z muzyką, wart ponad 10 mld dol.
Można spotkać się z opinią, że na Starym Kontynencie już teraz środowisko start-upów ma się lepiej niż w USA i w przyszłości przysłoni amerykańską Dolinę Krzemową. Jeden z argumentów to dostępność siły roboczej: liczba programistów w Europie jest wyższa o kilkaset tysięcy w stosunku do tego, czym dysponuje rynek w USA. Rozwój wielu tamtejszych przedsięwzięć już teraz jest ograniczany przez zbyt małą liczbę odpowiednio wykwalifikowanych pracowników (np. jeśli idzie o znajomość technik programowania związanych ze sztuczną inteligencją).
Europa coraz lepiej prezentuje się na tle USA, także jeśli idzie o źródła finansowania. Tajemnica sukcesu Doliny Krzemowej tkwi bowiem w miksie talentu, pieniędzy i doświadczenia w zarządzaniu. Europejscy inwestorzy są gotowi wykładać na rozwój młodych firm coraz większe kwoty. To niezbędne, żeby przyciągnąć najlepszych ludzi, a w efekcie umożliwić rozwój raczkującego biznesu. Jak wskazuje w swoim opracowaniu GP Bullhound, o ile w 2013 r. żadnej firmie ze Starego Kontynentu nie udało się w ciągu jednej rundy finansowania zebrać 350 mln dol., o tyle w pierwszej połowie tego roku takich przedsięwzięć w Europie było już pięć (Auto 1, Farfetch, Unity, Delivery Hero, Improbable). Większe pieniądze to większe prawdopodobieństwo, że Europa wkrótce stanie się świadkiem narodzin pierwszych tytanów – firm o wartości ponad 50 mld dol.