To aż o 30,4 proc. więcej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Nie zmienia to faktu, że grupa osób otrzymujących niskie świadczenia, nieprzekraczające 1400 zł brutto (1177 zł na rękę, czyli prawie trzykrotnie mniej, niż kosztuje miesięczne utrzymanie więźnia), jest znacznie większa. Takie pieniądze otrzymuje ponad milion osób, czyli co piąty emeryt. Ich liczba po marcowej waloryzacji była tylko o 2,3 proc. (o 25 tys.) mniejsza niż przed rokiem.
Zdaniem analityków przyczyn dużego wzrostu liczby wysokich emerytur jest kilka. – To między innymi efekt "dobrej zmiany” – ocenia była prezes ZUS prof. Aleksandra Wiktorow. I wyjaśnia, że po pojawieniu się nowej władzy zwolniono wielu urzędników, którzy pracowali nawet po kilka lat po osiągnięciu powszechnego wieku emerytalnego. Inni sami zrezygnowali z pracy. Ponadto część osób nie miała innego wyjścia, jak tylko przejście na emeryturę, bo osiągnęli wiek 66–68 lat i pracodawcy nie chcieli ich dalej zatrudniać.
W rezultacie dość dużo osób zgłosiło się po przeliczenie emerytur na nowo. Praca w trakcie pobierania emerytury wpływa na jej wysokość po ustaniu zatrudnienia pod warunkiem, że były odprowadzane składki na ubezpieczenia społeczne. Podnosi się bowiem podstawa wymiaru emerytury. Na dodatek ustalono zasadę, że przy wyliczaniu świadczenia można brać średnią dalszego trwania życia z momentu nabycia uprawnień albo z rzeczywistego czasu przejścia na emeryturę. Średnia sprzed lat jest krótsza, bo z roku na rok wydłuża się życie Polaków.
Reklama
W efekcie każdy rok przepracowany po osiągnięciu wieku emerytalnego przynosi kilkuprocentowy wzrost świadczenia. Po przeliczeniu wychodzą wysokie pobory. – To premia za długą pracę, czyli za znaczne przedłużenie wieku emerytalnego – podkreśla prof. Wiktorow. I dodaje, że oprócz urzędników otrzymują je najczęściej naukowcy i przedstawiciele wolnych zawodów.