Andrzej Parafianowicz na ujawnionej przez "Wprost" rozmowie ze Sławomirem Nowakiem sugerował, że wpłynął na wstrzymanie kontroli skarbowej w gabinecie dentystycznym prowadzonym przez żonę byłego już ministra transportu. CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>
Premier Donald Tusk komentował tę sprawę stwierdzeniem: W tej sytuacji nie wyobrażam sobie, aby Parafianowicz mógł kontynuować pracę w tak poważnej spółce. I pierwsze konsekwencje były: Parafianowicz został zawieszony przez radę nadzorczą w wykonywaniu obowiązków członka zarządu Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa i wiceprezesa ds. korporacyjnych. Ale na tym się skończyło.
Jak podaje "Rzeczpospolita" do dziś Parafianowicz, choć nie uczestniczy w pracach zarządu, pobiera wynagrodzenie. Jego wysokość nie została ujawniona, jednak samo PGNiG w raporcie za ubiegły rok oceniało, że średnia pensja członka zarządu wynosi więcej niż milion złotych rocznie.
To jednak nie wszystko. Parafianowicz zasiada w radzie nadzorczej EuRoPol Gazu, właściciela polskiego odcinka gazociągu jamalskiego, a także w radzie dyrektorów PGNiG Upstream International z siedzibą w Norwegii. W ob tych spółkach były wiceminister finansów bez przeszkód pobiera wynagrodzenie.
CZYTAJ WIĘCEJ: Tak Parafianowicz tłumaczył się z afery szefom PGNiG >>>
ZOBACZ TAKŻE: Kontrola u Moniki Nowak. Resort pokazuje, jak było >>>
Komentarze (26)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeO Matko, to już taki bandycki obyczaj naszych władz, żeby jak najmniej zaszkodzić szkodnikom ze swoich szeregów, którzy zaszkodzili naszej, ukochanej Ojczyźnie. Pamietam jak to onegdajszy prezes TVP, Andrzej Urbański, po zawieszeniu go przez ichnią kamarylę, czyli radę nadzorczą, przez parę miesięcy pobierał wynagrodzenie, a nawet 7.000 zł m-cznie na używanie własnego auta, jako służbowej lemuzyny, chociaż nic nie robił, tylko siedział w chałupie. One se tam krzywdy nioe zrobią, nie ma obawy, kuervas !
Hej !-
Kpiny w :żywe oczy" - doić kasę bez skrupułów - oto motto NASZEJ ELITY.
Absurdalność tej wypowiedzi jest porażająca. Zdaniem Siedleckiej to, że lekarze nie chcą zabijać, i że powołują się przy tym na sumienie doprowadziło do tego, że „ludzie zaczęli się sumienia bać”. „Zaczęli odrzucać sumienie, traktować je jako zamach na swoje prawa. Jako zagrożenie, przed którym trzeba się bronić. Miesiąc temu w badaniu CBOS ponad połowa dorosłych Polek i Polaków opowiedziała się za zniesieniem klauzuli sumienia. Sumienie stało się niebezpiecznym narzędziem, a człowiek, który się na nie powołuje - agresorem usiłującym zniszczyć wolność innych. Trudno o bardziej spektakularną porażkę ewangelizacyjną Kościoła. Oby nie była to porażka sumienia” - oznajmia Siedlecka.
I aż trudno nie dostrzec, że jej zdaniem, najwyraźniej lekarstwem na taką sytuacje jest to, by standardy sumienia od teraz wyznaczali publicyści „Gazety Wyborczej”. Wtedy wszystko będzie jasne, nikt nie będzie się musiał zastanawiać, co myśleć, a czytelnicy tejże gazety nie będą się musieli obawiać ludzi kierujących się sumieniem, bo wszystkie sumienia będą tak samo czyste, bo nieużywane... A na poważnie, trudno nie zauważyć, że kryzys zaufania do sumienia jest skutkiem działania m.in. pani Ewy Siedleckiej, która wytrwale przekonywała, że w istocie sumienie jest niebezpiecznym kaprysem katolików, którzy nie chcą być posłuszni prawu stanowionemu.
Tomasz P. Terlikowski
PełOwski K N U R
.