Ogólnopolskie Stowarzyszenie Księgarzy apeluje o uchwalenie ustawy o książkach, w której miałby się znaleźć przepis, że we wszystkich źródłach konkretne tytuły mają być sprzedawane w takiej samej cenie. Pomysł ten popiera również część wydawców. Są jednak i tacy, którzy mówią wprost: to zamach na wolny rynek.
Jak dowiedział się DGP, Polska Izba Książki przygotowuje już nawet projekt konkretnych zmian w prawie. I nie chodzi w nich wyłącznie o wprowadzenie sztywnych cen książek, lecz także o nałożenie obowiązku stosowania takich samych upustów w stosunku do wszystkich sprzedawców detalicznych, a także zakaz sprzedaży podręczników poza księgarniami. – Podobne rozwiązania funkcjonują w połowie państw Unii Europejskiej. We Francji to tzw. prawo Langa jeszcze z lat 70. poprzedniego wieku. W Niemczech takie przepisy obowiązują od lat 80. – mówi Włodzimierz Albin, przewodniczący PIK. – Proponujemy ochronę w postaci stałej okładkowej ceny dla nowego tytułu przez 1–1,5 roku od momentu jego ukazania się na rynku. Stała cena oznacza promocje nie większe niż 10–15 proc. ceny detalicznej – dodaje Albin.
Awantury o ceny książek wybuchają regularnie. Dwa lata temu oburzenie wywołała promocyjna cena nowej powieści Dana Browna w sieci sklepów Biedronka. W księgarniach można ją było kupić w cenie okładkowej 39,9 zł, podczas gdy w dyskontach – za 24 zł. Z kolei na początku tego roku księgarze apelowali do wydawnictwa Sonia Draga w sprawie promocji na bestsellerowy cykl powieści erotycznych o Christianie Greyu. W księgarniach książki miały cenę 39,9 zł, a na Allegro można je było kupić w przedsprzedaży za zaledwie 22,7 zł.
Zdaniem księgarzy takie obniżki doprowadzą do upadłości setek księgarni i rozchwiania rynku. I mają rację. W długofalowej perspektywie taka polityka niesie też niekorzystne skutki dla samych czytelników. Bo wprawdzie nowości można kupić w promocyjnych cenach, ale już książek starszych albo w ogóle nie można dostać w księgarniach, albo są po prostu drogie – uważa Albin.
Reklama
Jednak argumenty organizacji wydawców i księgarzy nie wszystkich przekonują. Jeden z najbardziej znanych wydawców i dystrybutorów książek – Andrzej Kuryłowicz, szef wydawnictwa Albatros, na swoim profilu na Facebooku tak skwitował propozycje księgarzy: Jako wolny człowiek nie zgadzam się, aby członkowie jakichś organizacji związkowych narzucali mi, jak mam ustalać ceny na wydawane przez siebie książki. Raczej należy zlikwidować te organizacje, bo to towarzystwa kanapowe i wzajemnej adoracji, które służą tylko nielicznej grupie swoich członków (...). Dlaczego jakiś pieprzony polityk ma wtrącać się do mojej działalności gospodarczej?.
Pomysł stałej ceny książek na pewno popsułby biznes księgarniom internetowym, które właśnie za pomocą cen walczą o swoje miejsce na rynku. A dziś już blisko 10 proc. wartego około 3 mld zł rynku wydawniczego to właśnie e-sprzedaż.