Przez PNI wirus upadłości przyszedł z budownictwa drogowego na kolej. Mamy do czynienia z syndromem klęski w procesach inwestycyjnych – twierdzi wiceprzewodniczący sejmowej komisji infrastruktury Janusz Piechociński. Upadek PNI redukuje potencjał wykonawczy na kolei, co utrudni wydanie funduszy UE. Ta sytuacja to efekt m.in. dumpingowych cen, braku waloryzacji wzrostu cen w kontraktach i trzymania się ceny jako jedynego kryterium przetargu – ocenia.
Przed scenariuszem upadłości na kolei eksperci ostrzegali na łamach DGP 30 lipca. Według Adriana Furgalskiego w niedługim czasie rząd będzie musiał pisać kolejną ustawę, by ratować podwykonawców – kolejowych.
Prezes Budimeksu Dariusz Blocher powiedział DGP, że ma nadzieję na kontynuację sześciu kontraktów PNI, jeśli sąd przystanie na upadłość układową. Przyznał jednak, że szczególnie zagrożone są dwa, na których ponosi największe straty. Chodzi o remonty na liniach Kraków – Katowice i Warszawa – Łódź.
Zakup PNI od PKP miał być sposobem na dywersyfikację zleceń Budimeksu po krachu drogowym. Spółka kosztowała 225 mln zł, po zbadaniu kontraktów firmy trzeba było dokonać odpisów i jej wartość spadła o 182 mln zł. Budimex zainwestował w PNI 100 mln zł, próbując nie dopuścić do upadłości. Łącznie to 325 mln zł, które prezes Blocher uznał za stracone.
Według Budimeksu kondycja PNI była gorsza, niż wynikało z danych otrzymanych od PKP. Poza tym po sprzedaży kolej odcięła PNI od kontraktów na utrzymanie torów, co stanowiło 20 proc. przychodów. Dlatego prawdopodobny jest proces o odszkodowanie przeciw PKP. Decyzja zapadnie po ustosunkowaniu się sądu do wniosku o upadłość układową.