Sprzedawcy energii nie będą już musieli uzgadniać z państwem cen dla gospodarstw domowych. Do uwolnienia rynku może dojść już 1 stycznia 2013 r. Efekt? W krótkim czasie opłaty poszybują nawet o 40 proc.
Już za kilka miesięcy sprzedawcy będą mogli bez żadnej kontroli podnosić ceny energii dostarczanej do blisko 15 mln gospodarstw domowych. Urząd Regulacji Energetyki już wkrótce zdejmie z branży energetycznej obowiązek ustalania razem z URE wysokości najpopularniejszej w Polsce taryfy G. Jak dowiedział się DGP, do ogłoszenia decyzji może dojść jesienią.
Kierujący urzędem Marek Woszczyk oficjalnie nie zdradza żadnych dat. Nieoficjalnie z uwolnieniem rynku czeka już tylko na przyjęcie przepisów dotyczących ochrony najuboższych Polaków przed skutkami niekontrolowanych podwyżek. Zapisy na korzyść 500 tys. tzw. wrażliwych klientów znalazły się w projekcie prawa energetycznego, a przyjęcie ustawy zbliża się wielkimi krokami.
Według harmonogramu uzgodnionego z Ministerstwem Gospodarki pakiet ustaw energetycznych, w tym prawo energetyczne, będzie przyjęty do końca tego roku – mówi DGP Andrzej Czerwiński, szef parlamentarnego zespołu ds. energetyki. Wówczas nic nie będzie już stało na przeszkodzie, aby od 2013 r. rynek energii został w pełni uwolniony – zapowiada poseł.
Reklama
Ten pogląd podziela Tomasz Tomczykiewicz, wiceminister gospodarki odpowiedzialny za energetykę i górnictwo, który jest zwolennikiem jak najszybszej liberalizacji rynku energii. Ceny musi ustalać rynek, ale najpierw trzeba zadbać o ochronę klientów, którzy mogą sobie nie poradzić z drastycznymi podwyżkami cen energii – podkreśla wiceszef resortu gospodarki. Tomczykiewicz jest zdania, że taki scenariusz może mieć miejsce zaraz po uwolnieniu cen.
Tak uważają zresztą wszyscy rozmówcy DGP. Skok cen zakładają także analizy URE oraz resortu gospodarki. O ile rachunki mogą pójść w górę, pokazują propozycje sprzedawców energii, z którymi co roku siadają oni do rozmów z regulatorem. W ubiegłym roku negocjacje rozpoczęli z pułapu 18 proc., by po ostrych targach zejść do średniego poziomu 5,7 proc. Teraz urzędowy hamulec zniknie, możliwy będzie więc scenariusz, jaki na własnej skórze przećwiczył biznes. Uwolnienie cen energii dla przemysłu, do jakiego doszło w 2007 r., w początkowej fazie doprowadziło do wzrostu cen prądu prawie o 40 proc.
„Zaledwie” 20-proc. podwyżka oznaczałaby dla rodziny płacącej za energię 1,5 – 2 tys. zł konieczność zapłaty rachunków wyższych o 150 – 200 zł, bo cena kupowanej energii stanowi połowę wartości faktury. Przełożyłaby się też na wzrost inflacji o 0,6 – 0,7 pkt proc. Zdaniem Mirosława Bielińskiego, prezesa Energi, jednej z czterech kontrolowanych przez państwo grup energetycznych, nie ma mowy o tak gigantycznych podwyżkach. Moim zdaniem wyzwoli to tylko rynkową konkurencję, a ta może stłumić presję na podwyżki – mówi Mirosław Bieliński.
W nieoficjalnych rozmowach menedżerowie czterech narodowych koncernów energetycznych przyznają, że na ustalanej przez państwo taryfie G tracą łącznie nawet 500 mln zł rocznie. I teraz te pieniądze odbiorą sobie z nadwyżką. Po uwolnieniu cen możemy mieć drastyczne wzrosty stawek za energię