Gdyby wziąć pod uwagę jedynie wyniki gospodarcze Niemiec, można byłoby mówić o gospodarczym odrodzeniu w Europie. Wczoraj, na kilka dni przed szczytem państw UE, podano kolejne dobre dane gospodarcze.
Grupa GfK opublikowała najnowszy wskaźnik nastroju konsumentów. W lutym (GfK podaje tego typu dane z wyprzedzeniem) osiągnie on wartość 5,9 w 10-punktowej skali, co oznacza wzrost w stosunku do stycznia o 0,2 pkt. Ekonomiści przewidywali utrzymanie ubiegłomiesięcznego poziomu. Niespodzianka jest tym większa, że według Eurostatu Niemcy muszą się spodziewać istotnego spowolnienia gospodarczego z 2,9 proc. w 2011 roku do 0,8 proc. w roku bieżącym. Federalny Związek Niemieckiego Przemysłu już teraz przewiduje, że prognozy te są zaniżone, a wzrost PKB przekroczy 1 proc. Jego szef Hans-Peter Keitel zaznaczył jednak, że jest to możliwe tylko pod warunkiem uniknięcia krachu w strefie euro.
Konsumpcja prywatna powinna spełnić swoją kluczową rolę w kreowaniu wzrostu gospodarczego w 2012 roku – czytamy w uzasadnieniu ośrodka z siedzibą w Norymberdze. Trudno przecenić znaczenie wskaźnika nastroju konsumentów, ponieważ konsumpcja wewnętrzna odpowiada, według danych za 2010 rok, za 59 proc. niemieckiego PKB. To także dobra informacja dla państw, dla których Niemcy są ważnym partnerem eksportowym, w tym Polski. Według ekspertów tak pozytywne nastawienie Niemców może odegrać ważną rolę stabilizującą niemiecką gospodarkę, jeśli kryzys zadłużenia wpędzi Europę w kolejną po 2009 roku recesję.
Sporo optymizmu przyniosły także informacje podane w środę przez renomowany Instytut Badań Ekonomicznych (Ifo) z siedzibą w Monachium. Wskaźnik zaufania przedsiębiorców w styczniu wzrósł w porównaniu z grudniem o 1 pkt do 108,3 pkt. To trzeci z rzędu wzrost, więc można mówić o powstaniu pozytywnego trendu. Potwierdza to opublikowany na początku stycznia sondaż Instytutu Niemieckiej Gospodarki (IDW) z Kolonii, w myśl którego ponad połowa przedsiębiorców oczekuje, że 2012 rok będzie lepszy od poprzedniego pod względem produkcji i obrotów. Niektóre branże zapowiadają nawet zwiększenie zatrudnienia.
Reklama
Wskaźnik Ifo tymczasem, kształtowany na bazie sondażu przeprowadzonego wśród 7 tys. niemieckich liderów biznesu, informuje o nastrojach panujących w kluczowych branżach niemieckiej gospodarki. Przemysł oczekuje m.in. na dalszy wzrost eksportu, dzięki relatywnie słabej wspólnej walucie. Potwierdza to rządowe informacje dotyczące handlu zagranicznego, ujawnione przed dwoma tygodniami.
Federalne Biuro Statystyczne (Destatis) ujawniło wówczas dane na temat listopadowego eksportu. Niemcy sprzedali wówczas za granicę towary warte 94,9 mld euro, czyli o 2,5 proc. więcej niż w poprzednim miesiącu i aż o 8,3 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2010 roku. Wzrost był trzykrotnie wyższy niż przeciętna prognoza ekonomistów. To zasługa rosnącego popytu poza strefą euro, zwłaszcza w USA i Azji. Dodatkowo imponujący popyt wewnętrzny umocnił niemiecką gospodarkę na pozycji ostatniego silnego fundamentu tracącej siły unii walutowej – mówił Reutersowi ekonomista ING Carsten Brzeski. To pozytywna niespodzianka – dodawał w rozmowie z BBC Juergen Michels z Citigroup. W kolejnych miesiącach eksport nie będzie już rósł tak szybko – zastrzegł.
Wzrost eksportu to m.in. rezultat słabego euro. Innymi słowy Niemcy... korzystają na słabnącym zaufaniu do wspólnej waluty w wyniku kryzysu zadłużeniowego. Zależność eksportu od kursu pokazuje niedawno opublikowana analiza polskiego Ośrodka Studiów Wschodnich. Między listopadem 2009 roku a styczniem 2010 roku, gdy kurs dolara do euro przekraczał 1,40, miesięczna wartość eksportu ani razu nie przekroczyła 73 mld euro. Odkąd w lutym 2010 roku kurs ustabilizował się znacznie poniżej granicy 1,40, eksport ani razu nie spadł poniżej 73 mld (analiza dotyczy okresu przed lutym 2011 roku), w rekordowym listopadzie 2010 roku, osiągając nawet 88 mld euro.