Piotr Kalicz, główny ekonomista Citi Handlowego, obniżył prognozę wzrostu gospodarczego Polski na ten rok o 0,4 pkt proc. – do 3,8 proc. Na przyszły aż o 0,9 pkt proc. – do 2,9 proc. Podobnie w dół zrewidował swe prognozy Ignacy Morawski, ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości. Teraz uważa, że w tym roku nie przekroczymy 4 proc. wzrostu, gdy wcześniej sądził, że będzie to 4,2 proc., a w przyszłym 2,9 proc., gdy wcześniej uważał, że będzie to 3,7 proc.
– W ubiegłym tygodniu USA wykazało spowolnienie wzrostu gospodarczego, w tym Niemcy, a wraz z nimi cały Euroland. Musi się to odbić na nas – tłumaczą obaj.
Oceny perspektyw zmieniły się znacznie, bo jeszcze kilka miesięcy temu 4 proc. PKB na koniec roku było uznawane za pesymistyczną prognozę.
Niemiecka gospodarka, której eksport do tej pory holował nasz wzrost, zwalnia, i to najszybciej odczują eksporterzy.
Reklama
– Znaczna część naszego eksportu jest podłączona pod niemiecką gospodarkę, bo to często po prostu ich zakłady zlokalizowane w Polsce. Takie zjawisko oznacza mniejsze wsparcie dla naszego wzrostu – tłumaczy Ernest Pytlarczyk, główny analityk BRE.
Reklama
Jak silny będzie ten efekt, jeszcze nie wiadomo. Na razie firmy realizują plany zamówień, ewentualne korekty mogą nastąpić później. Zresztą niekorzystny wpływ wolniejszego od oczekiwań wzrostu w Niemczech może łagodzić słabnący złoty. – Dopóki kurs będzie w okolicach 4,00 za euro lub powyżej, nasz eksport meblowy będzie sobie dobrze radził i informacje o ogólnych problemach strefy euro, osłabiające pośrednio także naszą walutę, niekoniecznie dla wszystkich będą aż tak złe – tłumaczy Tomasz Walczak, export manager z Meble Vox.



Jednak scenariusz wolniejszego wzrostu odczują nie tylko eksporterzy, ale później także firmy działające w Polsce, bo spowolnienie przełoży się na konsumpcję. Piotr Kalisz szacuje jej spadek o ok. 0,3 – 0,4 pkt – do 3,5 proc. w tym roku i do 3,4 proc. w przyszłym.
Nie zanosi się także na większe inwestycje. Publiczne będą powoli się zmniejszać, bo kończą się środki unijne. Dodatkowo analitycy obawiają się, że firmy z powodu niepewności na rynkach nie będą skłonne inwestować. To odbije się na rynku pracy. – Spadek bezrobocia zostanie zahamowany, będzie utrzymywać się na zbliżonym do obecnego poziomie – uważa Ernest Pytlarczyk z BRE Banku.
Wolniejszy wzrost może się odbić na budżecie, ale raczej dopiero w przyszłym roku. Wczoraj MF opublikowało dane o wykonaniu budżetu na 2011 rok po lipcu. Wydatki były mniejsze o 5,5 mld złotych, a wpływy wyższe o 8,5 mld (m.in. dzięki czerwcowej wyższej o ponad 5 mld od oczekiwań wpłacie zysku z NBP). To powoduje, że deficyt po siedmiu miesiącach wynosi zamiast 35 mld zł tylko 21. M.in. dzięki tym informacjom ponownie spadły wczoraj rentowności polskich papierów dłużnych.