WIG 20 podczas otwarcia czwartkowej sesji wzrósł o 1,35 proc., ale już przed 10.00 spadł, by następnie wzrosnąć 10.55 o 0,4 proc. Zdecydowana większość parkietów europejskich jest od rana na plusie. Niewielkimi spadkami zakończyło ostatnie notowania wiele azjatyckich giełd. Indeks Nikkei 225 spadł na zamknięciu o 0,63 proc. i wyniósł 8.981,94 pkt.

Reklama

W czwartek o 10.50 tylko dwie duże giełdy były na minusie: duński indesk OMX Copenhagen 20 tracił 3,06 proc., a włoski FTSE MIB 3,65 proc. W środę WIG20 na zamknięciu stracił 5,2 proc., nieco lepiej wypadły indeksy małych i średnich spółek - mWIG40 stracił 1,8 proc., a sWIG80 tracił 2,1 proc. Na minusach zamknęły się też inne europejskie giełdy, np. francuski CAC 40 stracił 5,45 proc., a niemiecki DAX 5,13 proc.

"Inwestorzy w obawie przed rozszerzeniem europejskiego kryzysu zadłużenia na największe kraje strefy euro, co w konsekwencji uderzyłoby też w USA, wyprzedawali w środę akcje. Indeks S&P500 spadł o 4,42 proc., znosząc cały wtorkowy wzrost. Technologiczny Nasdaq Composite został przeceniony o 4,09 proc." - wskazuje w czwartkowym komentarzu analityk Marcin R. Kiepas z X-Trade Brokers.

W jego opinii, impulsem do środowej, "gwałtownej wyprzedaży akcji na europejskich i amerykańskich giełdach, były obawy przed obniżeniem ratingu Francji, który znajduje się na najwyższym poziomie "potrójnego AAA", ale jak się okazało, obawy te są irracjonalne, gdyż przedstawicie wszystkich trzech głównych agencji ratingowych (S&P, Moody's i Fitch) potwierdzili, że najwyższy rating Francji pozostaje niezagrożony".

Ale jak dodaje Kiepas, zapewnienia agencji o niezagrożonym ratingu Francji nie zdołały powstrzymać wyprzedaży. "To doskonale ilustruje, jak obecnie złe są nastroje na rynkach. Potwierdza też oczekiwania, że jedynie naprawdę silne pozytywne impulsy mogą na trwałe zastopować wyprzedaż. Dlatego też jedyne, na co można liczyć, to kilkudniowe wzrostowe korekty na wyprzedanych rynkach" - napisał analityk.

Prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC uważa, że obecne wydarzenia nie są zapowiedzią recesji ani krachu w sektorze finansów publicznych. "To raczej rodzaj korekty. Inwestorzy uznali, że zapowiedzi zacieśniania polityki fiskalnej na świecie są coraz bardziej realne. Stąd oczekiwane niższe tempo wzrostu PKB: mniej więcej 1-2 proc. dla krajów najbardziej rozwiniętych, 3-4 proc. dla Polski i innych krajów Europy centralno-wschodniej, 4-5 proc. dla Indii oraz 5-6 proc. dla Chin" - ocenia profesor.

Dodaje, że "mniejsze wydatki rządowe czy wyższe podatki, to mniej zamówień dla prywatnych firm". "Będziemy mieć w rezultacie niższe zyski przedsiębiorstw i w związku z tym musimy mieć także niższą ich wycenę na giełdzie. Dlatego to, co dzieje się teraz na giełdach jest uzasadnione, jest racjonalne - twierdzi prof. Gomułka, cytowany w komentarzu BCC.

Reklama

"Pomimo obniżenia ratingu dla USA popyt na amerykańskie obligacje skarbowe jest wciąż wysoki, rentowności tych obligacji nawet spadły, a kurs dolara nie ucierpiał. Stąd wnioskuję, że to, co dzieje się na giełdach akcji przedsiębiorstw, wynika nie ze spadku wiarygodności gospodarki amerykańskiej, tylko z tego, że inwestorzy uznali, iż ostatnie zapowiedzi zacieśniania polityk fiskalnej w USA i innych krajach, podejmowane w dużym stopniu pod presją rynku i agencji ratingowych, są coraz bardziej realne" - zauważył. Według niego "zacieśnianie tej polityki powinno zmniejszyć ryzyko kryzysu w sektorze finansów publicznych, ale kosztem wolniejszego rozwoju sfery realnej".

Według prof. Gomułki "trwający właśnie spadek indeksów giełdowych nie jest specjalnie duży, po prostu sygnalizuje nową, bardziej realistyczną ocenę perspektyw rozwoju gospodarki światowej". W jego opinii "to, co dzieje się teraz na giełdach jest uzasadnione".