Najbardziej zadowoleni z takiego obrotu sprawy zdają się być Hindusi. Prasa w Indiach od kilku dni nie ustaje w przypominaniu, że 55-letni prezes agencji ratingowej Standard & Poor’s to ich krajan. Zresztą jeden z wielu, gdyż elitarny klub Hindusów na szczytach światowych finansów poszerza się w szybkim tempie, a należą do niego choćby wszechwładny prezes Citigroup Vikram Pandit oraz Anshu Jain, szykowany na nowego szefa Deutsche Banku.
Sharma urodził się we wschodnioindyjskim stanie Jharkhand niespełna dekadę po odłączeniu się dawnej perły od korony brytyjskiej. Jak wielu jego rówieśników mocno skorzystał jednak na utrzymujących się do dziś kulturowych i językowych powiązaniach ze światem anglosaskim. Licencjat z inżynierii mechanicznej zrobił jeszcze na prestiżowym prywatnym Birla Institute of Technology w Ranchi, jednak wkrótce przeniósł się na studia do Stanów Zjednoczonych, gdzie skończył uniwersytety w Wisconsin i Ohio (doktorat z zarządzania).
I choć nie były to może najbardziej prestiżowe kuźnie kadr amerykańskiego biznesu, to mimo wszystko otworzyły przed ambitnym Hindusem perspektywy zawodowe w szybko rozwijającym się korporacyjnym świecie Ameryki. Karierę Sharma zaczynał z dala od sektora finansowego, stawiając pierwsze kroki w teksańskiej korporacji Dresser Industries (wchłoniętej potem przez General Electric) oraz Anderson Strathclyde (surowce naturalne).
Dopiero potem trafił do firmy konsultingowej Booz Allen Hamilton, gdzie powoli przeistaczał się w rynkowego stratega i analityka. W ciągu kilkunastu następnych lat ta nobliwa firma z Wirginii – z dużym udziałem szybko awansującego Sharmy – wyrobiła sobie renomę skutecznego doradcy firm pragnących wejść na rynki gospodarek wschodzących.
To wówczas po raz pierwszy przecięły się drogi Sharmy i S&P, ponieważ agencja ratingowa była jednym z klientów Booz Allen Hamilton, a Hindus pomagał im wypracować strategię ekspansji na odcinku azjatyckim. Gdy po 14 latach pracy Sharma odchodził z firmy, był już w niej partnerem. Hindusa skusiła praca w konkurencji i to tej największej: zatrudniający ponad 20 tys. ludzi wielobranżowy konglomerat McGraw-Hill zaproponował mu fotel wiceprezesa wykonawczego, odpowiedzialnego za globalną strategię firmy. Po czterech latach McGraw-Hill skierował Sharmę na nowy odcinek.
Hindus został szefem należącej do nich agencji ratingowej Standard & Poor's. Był rok 2007. Los chciał, że jego kadencja w roli szefa S&P stała się jedną z najbardziej wyjątkowych w dziejach firmy.
To w czasie rządów Sharmy wpływowa, ale pozostająca w cieniu agencja ratingowa stanęła nagle w pełnym świetle reflektorów. Najpierw media i politycy oskarżyli ją (podobnie zresztą jak konkurentów z Moody’s i Fitch) o przegapienie fatalnej kondycji amerykańskich banków w czasie pompowania bańki spekulacyjnej na amerykańskim rynku nieruchomości w 2008 r. S&P musiał w porozumieniu z prokuratorem generalnym Nowego Jorku zmienić na przykład zasady, na jakich klienci płacą agencji za jej usługi, aby wyeliminować podejrzenie o brak bezstronności.
Jak na ironię ci sami politycy (m.in. prezydent Obama) krytykują dziś S&P za zbytnią ostrożność i pochopne degradowanie ocen kondycji finansowej kolejnych europejskich krajów, a ostatnio USA. Na Sharmie nie robi to jednak specjalnego wrażenia. "Taka jest nasza praca. Pochwał za nią raczej się nie spodziewamy" - mówił w niedawnej rozmowie z „Wall Street Journal”.