Podczas gdy należące do Unii kraje południa mają problemy z finansami publicznymi, Turcja, która od prawie pół wieku bezskutecznie stara się o członkostwo, może być dla nich wzorem do naśladowania.
Turecki urząd statystyczny podał wczoraj skorygowane wartości wzrostu gospodarczego za czwarty kwartał i cały zeszły rok. W trzech ostatnich miesiącach 2010 r. wyniósł on aż 9,2 proc. PKB, dzięki czemu ubiegły rok turecka gospodarka zakończyła z imponującym wynikiem 8,9 proc. (a nie 7,8 proc., jak do tej pory podawano). Nawet jeśli ten wynik jest częściowo efektem statystycznym (w 2009 r. gospodarka skurczyła się o 4,7 proc.), to i tak jest on lepszy od wszystkich krajów UE. W tym w szczególności od tych z południa. Grecja już w zeszłym roku musiała skorzystać z bailoutu, Portugalia jest teraz najbardziej prawdopodobnym kandydatem do pójścia w jej ślady, Hiszpania oprócz problemów finansowych ma najwyższe bezrobocie w UE, a Włochy – najwyższy dług publiczny.
Turcja może się natomiast pochwalić dynamiczną i elastyczną gospodarką, w której coraz większą rolę odgrywają sektor prywatny i branże takie jak przemysł motoryzacyjny czy elektrotechniczny. Ma coraz lepiej wykształconą, ale wciąż tanią w porównaniu z Zachodem siłę roboczą. Rośnie popyt wewnętrzny będący efektem dużej i młodej populacji. Co równie ważne, turecka gospodarka przeszła przez kryzys bez dokapitalizowywania banków przez państwo i nie korzystała z zagranicznych pożyczek. W tym roku premier Recep Tayyip Erdogan zakończył rozmowy na ten temat z Międzynarodowym Funduszem Walutowym ogłaszając, że jego kraj poradzi sam sobie.
I na razie tak jest. Dzięki wyższym, niż zakładano, dochodom z podatków w pierwszych dwóch miesiącach tego roku Turcja zanotowała nadwyżkę budżetową. Ministerstwo finansów chce, by deficyt budżetowy spadł w tym roku z 3,6 proc. PKB do 2,8 proc., a dług publiczny – do 42,3 proc. Te wskaźniki są możliwe do osiągnięcia, bo prognozy gospodarcze na ten rok są optymistyczne. Rząd zakładał, że tegoroczny wzrost wyniesie 4,5 proc., lecz analitycy przewidują, iż będzie to nawet do 7,4 proc. PKB.
Reklama
W przypadku Turcji problemem – przynajmniej według tamtejszego banku centralnego – może być zbyt szybkie tempo wzrostu. To efekt dynamicznego rozwoju rynku kredytów, bo będące w dobrej kondycji banki chętnie je udzielają. Dlatego bank centralny zapowiedział, że zaostrzy wymagania kredytowe dla banków komercyjnych i będzie dążył do lekkiego schłodzenia gospodarki.
Premier Erdogan, początkowo z racji islamistycznych korzeni jego partii traktowany z nieufnością, spokojnie może myśleć o czerwcowych wyborach parlamentarnych. Najpewniej będzie rządził trzecią kadencję.