Poczta Polska nie będzie na razie zamykać oddziałów i zwalniać pracowników – zdecydował Jerzy Jóźkowiak, który od początku marca jest prezesem spółki. Chce sprawdzić zasadność likwidacji urzędów, tworzenia agencji pocztowych i restrukturyzacji zatrudnienia. Odpowiedzi mają być znane za ok. 5 miesięcy. Efektem mogą być zmiany w przyjętej już pięcioletniej strategii spółki, która w 2013 r. ma zadebiutować na giełdzie.
"Chcę mieć całkowitą pewność, że likwidacja każdej placówki jest uzasadniona ekonomicznie. A teraz jej nie mam" - podkreśla Jóźkowiak. Już wstrzymał plan likwidacji 3 tys. oddziałów, głównie na wsiach i w mniejszych miejscowościach, rozpisany na trzy najbliższe lata, a także – związane z nim zwolnienia. Działania te miały doprowadzić do zmniejszenia sieci operatora do 1,5 – 2 tys. oddziałów i zmniejszenia liczby zatrudnionych o przeszło 4,8 tys. Uzyskane w ten sposób oszczędności miały poprawić wyniki finansowe operatora, którego pozycję stale osłabia prywatna konkurencja.
Przeciwko likwidacji oddziałów zaprotestowały głośno związki zawodowe, samorządowcy, a także posłowie. Jerzy Jóźkowiak podkreśla, że analiza planu likwidacji placówek potrwa do końca kwietnia. Przez kolejne 3 – 4 miesiące Poczta będzie pracować nad nowym planem biznesowym i sposobem wprowadzenia go w życie. W efekcie zmianom ulec może cała strategia Poczty Polskiej na lata 2010 – 2015.
Reklama
Nowy prezes podkreśla, że nie zrezygnuje jednak z oszczędności. Dotychczasowy plan zakładał, że przez pięć lat Poczta zaoszczędzi ok. 1,7 mld zł. "Spółka musi mieć stabilny model biznesowy i być dochodowa. Dlatego będziemy oceniać pracę według wskaźników rentowności i szukać nowych źródeł przychodów. Choćby takich jak e-commerce" - zapowiada.
Reklama
Tym bardziej że Skarb Państwa zdecydował, że Poczta trafi na giełdę. Najbardziej realny termin debiutu to – według Jóźkowiaka – rok 2013. Jóźkowiak trafił do Poczty z operatora telekomunikacyjnego MNI, ale wcześniej przez lata pracował w bankowości, m.in. w Multibanku i mBanku. I dlatego chce, aby tak jak w bankach, każdy oddział Poczty oceniany był pod względem rentowności.
"Niektóre oddziały mogą być nierentowne ze względu na lokalizację, ale możemy chcieć je utrzymywać z powodów strategicznych. Musimy mieć jednak narzędzia, by ocenić efektywność pracy osób tam zatrudnionych" dodaje Jóźkowiak. Poczta nie wycofuje się też do końca z zamiaru uruchamiania agencji pocztowych w tych miastach, gdzie z usług operatora korzysta więcej klientów. Partnerami mają być prywatni przedsiębiorcy, a także sieci handlowe, supermarkety i stacje benzynowe.
Pierwsze agencje ruszą w Warszawie i Chorzowie. Pierwotnie planowano, że w tym roku powstanie ok. 500 – 600 takich placówek. W ciągu trzech lat miało zaś powstać ok. 3,3 tys. agencji. Problem w tym, że stworzenie tak dużej sieci placówek w tym okresie może się nie udać. "Brakuje chętnych do otwierania nowych agencji, bo to się nie opłaca" - twierdzi Piotr Moniuszko, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Poczty.
Tak jest np. w Wielkopolsce, gdzie spółce trudno znaleźć chętnych do prowadzenia 118 agencji. Osoby zatrudnione w placówkach, które w ramach programu zostały przekształcone w agencje, nie kryją niezadowolenia. – Agencja otrzymuje 1,8 tys. zł podstawy plus prowizję od świadczonych usług – mówi pracownik jednej z nowych agencji w Chorzowie. A prowizje od usług zmalały. – Wcześniej prowizja od paczki wynosiła 30 proc. kosztów jej nadania, teraz to 1,15 zł niezależnie od wielkości paczki – mówi nasz rozmówca.