Raport JIHARS jest porażający dla każdego, kto lubi miód. 66 proc. skontrolowanych partii w całym kraju, jest źle oznaczona. Na etykietach pisano, bez żadnych dowodów, że miód jest najwyższej jakości. Do tego producenci przypisywali tylko swemu produktowi cechy, które ma każdy gatunek miodu.

Reklama

Ale to nie największy problem. Inspektorzy twierdzą, że aż 32 proc. sprawdzonego miodu nie spełnia polskich norm. "W kwestionowanych partiach miodu stwierdzono znacznie zaniżony udział pyłku przewodniego co może świadczyć o wymieszaniu miodów różnych odmian lub o błędach popełnianych podczas pozyskiwania miodu z pasiek" - czytamy w raporcie.

To oznacza, że z polskim miodem jest coraz gorzej, bo w porównaniu z wynikami zeszłorocznej kontroli. " Liczba partii niezgodnych w zakresie znakowania wzrosła dwukrotnie, zaś liczba partii kwestionowanych na podstawie analiz laboratoryjnych, była niemal 5 krotnie wyższa niż w roku ubiegłym" - pisze IJHARS w swym raporcie.

Producenci nie muszą jednak przejmować się wynikami kontroli. Bo nic im za błędy nie grozi. IJHARS wezwał tylko firmy do poprawienia błędów i nałożył na nie mandaty... dwustuzłotowe. Do tego nie podano też nazw firm, których miodów należy unikać, a dopiero odpływu konsumentów najbardziej uderzyłby fałszerzy miodu po kieszeni i nauczył, że takie praktyki źle się kończą.