Polacy, w miarę jak na rynku przybywa miejsc pracy i poprawiają się prognozy gospodarcze, coraz śmielej sięgają do portfeli. Świadczą o tym opublikowane wczoraj dane GUS, z których wynika, że wskaźnik ufności konsumenckiej, mierzący chęć Polaków do wydawania pieniędzy na towary i usługi, wzrósł w porównaniu z listopadem o 2,1 proc., do minus 18 proc.
Jesteśmy też w lepszych nastrojach niż rok temu, kiedy wskaźnik ten był prawie o jeden punkt procentowy niższy. Dowodem na to są chociażby rekordowe wydatki na prezenty i organizację świąt.
Z ostatnich sondaży OBOP wynika, że w tym roku wydaliśmy na ten cel aż 24 mld zł, czyli prawie o 6 mld więcej niż rok temu. Większa skłonność do wydawania zauważalna była już w listopadzie, kiedy sprzedaż detaliczna liczona rok do roku wzrosła o imponujących 9 proc.
Rośnie ze strachu
Zakupowy boom w końcówce roku nakręcały zapowiedziane podwyżki VAT. Najlepiej widać to po wzroście sprzedaży samochodów – o 16 proc. r./r., i sprzętu RTV/AGD – o 26,1 proc.
Do zakupów zachęcały nas też dobre sygnały, płynące z gospodarki. W listopadzie po raz kolejny wzrosła produkcja przemysłowa, co – jak twierdzą analitycy – przełoży się na większą liczbę ofert pracy. Wzrost PKB w trzecim kwartale zaskoczył i dobił do 4,2 proc. W czwartym kwartale być może zbliży się do 5 proc. Rok kończymy nieźle, biorąc pod uwagę sytuację makroekonomiczną całej Europy.
Nieprzerwana dekada
W mijającym dziesięcioleciu Polsce udało się zanotować nieprzerwany wzrost gospodarczy, i to pomimo dwóch poważnych załamań gospodarczych na świecie. Pierwsze miało miejsce na początku dekady i było wynikiem kryzysu w Azji oraz na rynkach wschodzących, głównie Rosji. Na przełomie 2000 i 2001 roku polska gospodarka osiągała kwartalny wzrost na poziomie 0,3 proc.
Drugi kryzys nadszedł w 2007 roku i wstrząsnął całym światem. Polskę dotknął stosunkowo słabo. W ubiegłym roku Polska jako jedyny kraj w Europie odnotowała wzrost gospodarczy.
– Z dwóch europejskich załamań gospodarczych wyszliśmy obronną ręką i doganiamy pod względem rozwoju Europę Zachodnią – mówi prof. Stanisław Gomułka. Widać to po pensjach, które – choć nadal znacznie niższe niż na Zachodzie – w ciągu dekady wzrosły o niemal 50 proc. – z 2,4 do ponad 3,5 tys. zł. W tym samym czasie pensje Niemców czy Francuzów poszły w górę o kilkanaście procent.
Dług i deficyt w górę
Mimo to nie ze wszystkiego powinniśmy się cieszyć. Stopa bezrobocia w ciągu dekady spadła o 3,5 proc. i obecnie przekracza 11 proc. A przede wszystkim straciliśmy dobry czas na reformowanie. – Jeżeli chodzi o politykę gospodarczą, prywatyzację i naprawę finansów publicznych, to polscy politycy, i ci z prawa, i z lewa, okazali się populistami – uważa Gomułka.
Te zaniedbania widać choćby po długu publicznym, który w ciągu dziesięciu lat poszybował z 39 do ponad 54 proc. PKB. Oby w następnych latach nie był to jedyny rosnący wskaźnik w naszej gospodarce.