Premier nie ma wątpliwości - winę za kłopoty z budową nowoczesnych tras ponoszą m.in. firmy budowlane i producenci materiałów, którzy wykorzystują okazję do szybkiego zarobku.
"Od samego początku mówiłem, że w branży jest zmowa cenowa i że ten wzrost cen był nienormalny" - mówił z kolei minister Andrzej Aumiller. "Ceny nie wynikały ani ze wzrostu kosztów energii czy płac. Wynikały tylko z nakręcania koniunktury" - tłumaczył Aumiller szalejące podwyżki w sklepach z materiałami budowlanymi.
Ale to się skończyło, bo teraz ceny spadają w równie szaleńczym tempie. "Ceny cementu spadły w ostatnim czasie z 700 zł do 500 zł za tonę, a cegły z 7,5 zł do 5,5 zł" - wyliczył Aumiller. I dodał, że należy się spodziewać dalszych spadków cen, nawet o kolejne kilkanaście procent, bo klienci zorientowali się, że są oszukiwani.
Niestety, szanse na to, że ceny powrócą do tych sprzed dwóch lat, gdy tona cementu kosztowała 250 zł, a cegła 3 zł, są zerowe. Cementownie i cegielnie będą mówić, że wzrosły im koszty produkcji, bo więcej kosztuje paliwo, prąd, wypożyczenie, zakup lub konserwacja maszyn. I że wzrosły płace dla robotników, którzy szantażują pracodawców, że jak nie dostaną podwyżek, to wyjadą na Zachód.
Ciężkie działa przeciwko branży budowlanej wytoczył rząd. Najpierw minister budownictwa oskarżył producentów materiałów o zmowę cenową, a potem premier wypalił: bez walki z kartelami budowlanymi nie będzie nowych dróg. I coś jest na rzeczy, bo choć sezon w pełni, ceny cementu i cegieł - tak jak nagle wzrosły - tak nagle spadły, już o 30 procent.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama