Każdy producent mógł mięso z ubijanego wołu - które potem sprzedawał - nazywać, jak chciał. Bo w jednym kraju cielak nie mógł mieć więcej niż 8 miesięcy, w innym rok, a jeszcze innym - nawet więcej. W rezultacie ludzie nie wiedzieli, co kupują, bo przecież w sklepach jest mięso nie tylko krajowe, ale także z importu.

"Nie robiliśmy niczego pochopnie. Najpierw przeprowadziliśmy sondę internetową wśród ludzi, którzy takie mięso kupują i spożywają. Zapytaliśmy, co rozumieją pod pojęciem cielęcina" - czytamy w specjalnym komunikacie Komisji Europejskiej.

Sprawa była na tyle poważna, że potem musieli nad nią debatować ministrowie rolnictwa wszystkich krajów europejskiej Wspólnoty. Zebrali się w Luksemburgu i zastanawiali nad wiekiem, poniżej którego krowę cielakiem można nazwać.

Po długiej - i burzliwej - naradzie wreszcie doszli do wspólnego wniosku: cielęciną można nazwać mięso ze zwierzęcia ubitego, nim skończy 8 miesięcy. Jeśli ma 8-12 miesięcy, na etykiecie można napisać "młoda wołowina". Ale jeśli krowa ma więcej niż rok, to już jest dorosłym osobnikiem.





Reklama