Niskie ceny energii to, zdaniem ministra gospodarki Piotra Woźniaka, podstawowy czynnik konkurencyjności gospodarki. W wywiadzie dla DZIENNIKA dodaje, że powinniśmy się cieszyć, że Unia Europejska pozwala nam na utrzymywanie niskich cen, a także na urzędowe regulowanie cen.

Radosław Omachel, Cezary Pytlos: Prąd w Polsce jest niemal najtańszy w Unii Europejskiej. Pan urzędowo reguluje jego cenę i nie pozwala na wzrost wyższy niż 1 - 2 proc. plus inflacja. Jak długo minister będzie trzymał w ryzach ceny energii?
Piotr Woźniak: Tak długo, jak będę mógł. Powinniśmy cieszyć się z tego, że Unia Europejska nam na to nadal pozwala. Niskie ceny energii elektrycznej to podstawowy czynnik konkurencyjności gospodarki.

Czy to prawda, że w połowie grudnia Komisja Europejska zażądała od Polski wyjaśnień w sprawie administracyjnego ustalania cen prądu?
Nie. Otrzymaliśmy pismo, ale w sprawie m.in. nieprawidłowości w transgranicznych kontraktach na przesył energii. Komisja uznała, że niektóre podmioty zajmujące się przesyłem były uprzywilejowane. Poprosiliśmy prezesa Urzędu Regulacji Energetyki o wyjaśnienia.

Dlaczego minister musi nadal pilnować poziomu opłat za prąd?
Utrzymywanie jego niskich cen jest ważne dla gospodarstw domowych, ale jeszcze ważniejsze dla całej gospodarki. Prąd jest potrzebny przy prowadzeniu praktycznie każdej działalności gospodarczej, a w przemyśle bywa największą pozycją w kosztach.

To, że nie jesteśmy, jak choćby Wielka Brytania, uzależnieni od wytwarzania energii elektrycznej z gazu importowanego i możemy produkować ją z własnego węgla daje nam przewagę. Niska cena energii oznacza, że ostateczny koszt wyprodukowania towaru może być niższy. To tworzy przewagę konkurencyjną.

Porównałbym to do niskich stóp procentowych. Niskie oprocentowanie kredytów, jakie teraz mamy w Polsce, daje przedsiębiorcom potężną dźwignię finansową i pozwala w miarę tanio inwestować. Niskie ceny energii są opłacalne dla całej gospodarki i będziemy z nich korzystać tak długo, jak się da.

Ścieżka wzrostu cen energii elektrycznej w dłuższym okresie to efekt długotrwałych wyliczeń i negocjacji. Z jednej strony gwarantuje, że prąd nie będzie drożał zbyt szybko, a z drugiej strony zapewnia bezpieczeństwo finansowe producentom energii.

Ale powoduje też problemy z kredytami na zmiany w naszych przestarzałych elektrowniach. Tylko by utrzymać produkcję na obecnym poziomie, trzeba inwestować w nowe bloki minimum 1 mld dol. rocznie. A banki zamykają drzwi, mówiąc, że przy takich cenach inwestowanie w energetykę jest nieopłacalne...
Dlatego realizujemy rządowy program restrukturyzacji energetyki. Z kilkunastu państwowych elektrowni i zakładów dystrybucyjnych zamierzamy stworzyć cztery silne grupy energetyczne. Zwiększymy tym samym zdolności kredytowe sektora. Liczymy zwłaszcza na Polską Grupę Energetyczną, która w przyszłości może odegrać podobną rolę w regionie, jaką odgrywa czeski CEZ.

To dlatego jedna ze spółek, która wejdzie w skład tej grupy - czyli Polskie Sieci Elektroenergetyczne - angażuje się w projekt budowy elektrowni atomowej w Ignalinie na Litwie?
Oczywiście. Inwestycja na pewno poprawi nasze bezpieczeństwo energetyczne w zakresie dostaw energii elektrycznej. Będziemy ją dostarczać do Polski transgranicznym połączeniem, które realizowane jest równolegle.

Czy udział w budowie elektrowni atomowej w Ignalinie na pewno zwiększy nasze bezpieczeństwo, skoro głównym dostawcą paliwa jądrowego w Europie jest Rosja?
Nie wiadomo jeszcze, jaka technologia będzie wykorzystana w tym projekcie. Ignalina to przedsięwzięcie opłacalne, ale nam zależy na nim podwójnie, bo dzięki udziałowi w budowie i obsłudze wyszkolimy grupę specjalistów. To pozwoli nam na myślenie o budowie elektrowni atomowej w Polsce.

Które grupy energetyczne mają szansę być sprywatyzowane w pierwszej kolejności?
Dwie najmniejsze, czyli grupa centrum (Enea, kopalnia Bogdanka i Elektrownia Kozienice) i grupa północ (Koncern Energetyczny Energa i Elektrownia Ostrołęka). Nie ma przeszkód, żeby prywatyzować je jak najszybciej, zwłaszcza, że firmy potrzebują środków na inwestycje.

Jak i kiedy mogą zostać sprywatyzowane?
Poprzez giełdę. Termin tegoroczny jest jeszcze prawdopodobny, ale zależy od tempa restrukturyzacji. Obowiązuje zasada: najpierw restrukturyzacja, potem prywatyzacja.

Elektrownia atomowa w Ignalinie, terminal LNG, rura z gazem do Norwegii,
przedłużenie do Płocka Rurociągu Odessa - Brody - czy to wszystkie projekty, które mają służyć poprawie bezpieczeństwa energetycznego kraju?
Dopisałbym do tego utrzymanie w dobrej kondycji przemysłu węgla kamiennego.

Kto sfinansuje projekty? Czy tylko spółki państwowe, czy może dopuszczony do tego zostanie także kapitał prywatny?
Najpierw musimy zamknąć plany finansowe na te projekty. Na pewno będziemy sięgać po środki unijne. Niedługo złożymy aplikacje w tej sprawie. Pamiętajmy też, że w tych projektach mamy do czynienia z łańcuchem: dostawca, przesył, odbiorca. Nie ma więc powodów, żeby nie stworzyć grupy kapitałowej. Tak jest z Rurociągiem Odessa - Brody, skandynawskim, terminalem LNG czy Ignaliną. Niewykluczone, że po uchwaleniu przez Sejm nowelizacji ustawy o partnerstwie publiczno-prywatnym powstaną okoliczności do wciągnięcia w te projekty także inwestorów prywatnych - portfelowych.

A czy bezpieczeństwu energetycznemu nie służą - obok rządowych - plany inwestorów prywatnych? General Electric chce np. budować w Polsce elektrownię. Oczekuje jedynie poparcia ze strony Ministerstwa Gospodarki w staraniach o środki unijne...

Nie mam nic przeciwko temu. Oczywiście oprócz pomysłu i dobrych chęci, będzie też potrzebny kapitał. Zapraszamy inwestorów krajowych i zagranicznych do budowy nowych elektrowni.

Czy reforma energetyki nie szłaby sprawniej, gdyby odpowiedzialny za nią był jeden resort, a nie, jak teraz, Ministerstwo Gospodarki i Ministerstwo Skarbu Państwa?
Rzeczywiście to trochę komplikuje sprawę. Namawiam więc premiera do tego, żeby na czas restrukturyzacji przekazał ten sektor w nasze ręce. Tak jak to jest w przypadku węgla kamiennego. Plan jest prosty: nadzorujemy energetykę do czasu jej zrestrukturyzowania, a gotowe do prywatyzacji firmy przekazujemy do Skarbu Państwa. Tę regułę można też rozszerzyć na inne obszary. Istnieją i działają spółki Skarbu Państwa, które są codziennym narzędziem prowadzenia polityki gospodarczej, np. Agencja Rozwoju Przemysłu, która nigdy nie zostanie sprywatyzowana i powinna trafić do resortu gospodarki.

A co na to premier?
Zaproponowałem panu premierowi takie rozwiązanie. Czekam na decyzje.

Kiedy na giełdę trafi Jastrzębska Spółka Węglowa? Minister Poncyljusz zapowiadał jej debiut jeszcze w tym roku?
I tak się stanie, o ile dojdziemy do porozumienia w tym zakresie ze stroną związkową. Jastrzębska Spółka Węglowa to zyskowna firma, dobry towar giełdowy. Nawet przy tym spadku koniunktury na węgiel, jaki obserwujemy od kilku miesięcy.

Kupiłby pan akcje JSW?
Tak, jeśli będą do kupienia... Cały czas mamy niezakończone konsultacje społeczne z górnikami w sprawie strategii dla górnictwa. Po ostatnich rozmowach na Śląsku nabrałem przeświadczenia, że górnicy zrozumieli, iż prywatyzacja jest potrzebna. Kopalnie potrzebują pieniędzy na nowy sprzęt, otwieranie nowych ścian. Jeśli chcą fedrować, a chcą, potrzebne są pieniądze. Oczywiście pojawiają się głosy, że środki na inwestycje powinno dać państwo, ale takiej możliwości nie ma. Dostęp do środków publicznych ograniczają zasady unijne.

Pan się dziwi, że górnicy wyciągają rękę po pieniądze? Państwo wydało na reformowanie tego sektora kilkadziesiąt miliardów złotych, a w tym roku Kompania Węglowa dostanie kolejnych 400 mln zł.
Oczywiście wolelibyśmy tych pieniędzy nie wypłacać, ale trzy lata temu rząd w drodze przyrzeczenia administracyjnego udzielił pomocy publicznej Kompanii Węglowej i nie możemy się z niego wycofać. Sprawdzaliśmy to. To była obietnica dokapitalizowania Kompanii Węglowej kwotą 900 mln zł. Pierwsza część tej sumy została wypłacona już dawno. Potem przyszły dwa lepsze lata dla górnictwa. Dzięki pomocy wypłaconej m.in. w 2005 r. oraz dobrej koniunkturze na węgiel Kompania Węglowa nieźle sobie radziła. Teraz znów są problemy finansowe i prezes Kompanii ma prawo żądać tych pieniędzy. Na razie ustaliliśmy, że dofinansowanie wyniesie 170 mln zł. Potem, jeśli będzie trzeba, wypłacimy resztę.

Nie będzie problemów z Komisją Europejską?
Nie. To dofinansowanie zostało uzgodnione. Ale to już ostatnia taka pomoc, ostatni taki instrument.

Nie sądzi pan, że warto byłoby zmienić nazwę resortu na Ministerstwo Energetyki? Zajmujecie się przede wszystkim gazem, prądem i węglem, a na upraszczanie ustaw gospodarczych najwyraźniej brakuje czasu...
Po prostu odpowiadam na pytania panów. Resort ma niezliczone obowiązki: inwestycje zagraniczne, ochrona rynków w kilkunastu panelach Komisji Europejskiej, instrumenty wsparcia dla przedsiębiorców. To trudne zagadnienia, wymagające dużego przygotowania rzeczowego i skomplikowanych uzgodnień. Projekt nowelizacji ustawy o swobodzie działalności gospodarczej był gotowy we wrześniu ubiegłego roku i przedłożony Radzie Ministrów do rozpatrzenia.

Ale jej najważniejsze zapisy wejdą w życie dopiero za półtora roku.
Mieliśmy problem z dwoma sprawami. Utworzeniem jednego okienka, czyli
stworzeniem zasad szybkiej rejestracji firmy w jednym miejscu i wprowadzeniem okresowego zawieszenia wykonywania działalności gospodarczej. Urzędy skarbowe nie są dziś przygotowane do wprowadzenia systemu informatycznego, który ma umożliwić uruchomienie jednego okienka.

Nie można było zostawić tego gminom?
W Polsce samorządy mają dziesiątki różnych systemów informatycznych. Scalenie ich w jeden byłoby obarczone ogromnymi kosztami w długim czasie, czyli niemożliwe. Poza tym gminy powielają te same zbiory informacji, które są dostępne w urzędach skarbowych. Nie ma to żadnego uzasadnienia z punktu widzenia kształtowania rejestrów publicznych. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji prowadzi projekt ogólnopolskiego systemu informatycznego. Udało się do niego włączyć projekt dotyczący działalności gospodarczej i nie będziemy musieli tworzyć osobnej ewidencji. W międzyczasie okazało się też, że nie będziemy w stanie wywiązać się z planu wprowadzenia jednego okienka w październiku 2007 i stąd przesunęliśmy termin o rok.


Piotr Woźniak jest ministrem gospodarki





































































Reklama