Zdrapki czy karty do zbierania punktów, które możemy potem wymienić na oferowane produkty, powoli odchodzą do lamusa. Dziś coraz większą popularnością wśród sieci handlowych cieszą się tzw. karty co-brandowe, czyli kredytówki wydawane przez zaprzyjaźnione ze sklepem banki - podaje Bankier.pl. Oficjalnie korzyści czerpią obie strony. Klienci mają nawet kilkuprocentowe zniżki i możliwość zaciągnięcia darmowego kredytu w banku, hipermarkety zaś zbierają bezcenne informacje o zachowaniach konsumenckich.
Jednak rzeczywistość nie maluje się już w tak różowych kolorach. Mimo iż większość kart jest wydawana bezpłatnie, to na tym kończą się w zasadzie przywileje klienta. Jeżeli posiadacz "plastiku" będzie chciał wypłacić pieniądze nawet w bankomacie banku, którego kartę posiada, musi liczyć się z dodatkowymi opłatami. Na przykład, jeżeli wyciągamy pieniądze kartą GE Money Banku wystawianą w sklepach Alma, z naszego konta zostanie potrącone aż 12 zł! Dodatkowo, każdego miesiąca zapłacimy 2,5 zł za ubezpieczenie. Ale to nie koniec wydatków. Dochodzi do nich także oprocentowanie kredytu zaciągniętego na karcie. Przy tym bledną wszystkie przywileje, takie jak możliwość płacenia w specjalnych kasach czy 1,5-2 proc. zniżki w sklepach partnerskich.
Karty co-brandowe są wydawane przez banki wspólnie z wybranymi marketami. Na przykład, Lukas Bank współpracuje z Castoramą, sklepami Carrefour, E.Leclerc, Mix Electronics i Tesco, Eurobank z Partner AGD-RTV i Kauflandem a GE Money Bank z siecią Alma i Polomarket.