Według najnowszej prognozy Banku Izraela wzrost gospodarczy tego kraju zmniejszy się o 1,5 proc., deficyt budżetowy sięgnie 5,2 proc. PKB, stopa bezrobocia wzrośnie do 8 proc. Zdaniem szefa banku Stanleya Fischera, jeśli rząd nie podejmie szybkich i zdecydowanych kroków, to Izrael może stanąć w obliczu największego kryzysu gospodarczego od 1948 roku, czyli od początku swojego istnienia jako państwo - pisze "Haaretz".
>>> UE da więcej pieniędzy na wyjście z kryzysu
Bankierzy wymyślili więc plan ratunkowy. Chcą wpompować w gospodarkę i edukację w tym kraju 4,4 mld szekli, czyli około 3,8 mld zł. Fischer zapytany na konferencji w Tel Awiwie, dlaczego kwota wsparcia nie jest większa, odpowiedział, że tylko takie kraje jak Australia, w których deficyt budżetowy jest bliski zera, mogą sobie pozwolić na więcej. "Izrael to nie Australia" - powiedział.
>>>USA chcą kolejnego planu ratunkowego
Według Banku Izraela pieniądze powinny być przeznaczone na realizacje projektów inwestycyjnych w trzech obszarach: rynku pracy, przemysłu i handlu, edukacji. Na doskonalenie kwalifikacji i podwyżki zasiłków dla bezrobotnych miałoby pójść 1,79 mld szekli. Fischer domaga się od rządu ograniczenia liczby cudzoziemskich pracowników w Izraelu.
Przedsiębiorcy dostaliby 1,15 mld szekli. Na projekty w dziedzinie edukacji, w tym na podwyżki płac dla nauczycieli, poszłoby około 1,5 mld szekli. Rząd powinien tez zadbać o redukcję wydatków budżetowych, m.in. poprzez zwolnienie przez bazy wojskowe drogich działek w centrum Izraela i przeniesienie ich na południe kraju, gdzie ziemia jest znacznie tańsza.