Ostatni raz tak mocno spadające indeksy na warszawskiej giełdzie inwestorzy oglądali w poprzednim wieku. Indeks WIG20 rekordowy spadek - 13,2 procent - zanotował na koniec sesji 28 października 1997 roku.
"Jeśli jest panika, to nie ma miary, która mogłaby zmierzyć dalsze spadki. Spadamy, ponieważ rynki zagraniczne spadają. Jest awersja do ryzyka, sprzedawanie papierów i szukanie gotówki" - mówi Marek Przytuła z Millennium DM.
"Całe szczęście, że dziś piątek. Może przez weekend ludzie ochłoną" - mają nadzieję eksperci.
A jeszcze rano wszyscy spodziewali się, że po wczorajszym ponad 7-procentowym tąpnięciu na Wall Street, będzie źle. Ale nie aż tak. Już dawno główny indeks pokazujący kondycję 20 największych spółek na giełdzie nie spadł poniżej 2000 punktów. Dzisiaj tak się stało.
Europejskie giełdy otworzyły notowania z potwornymi spadkami. Londyński indeks FTSE 100 stracił ponad 10,2 procent. Jeszcze bardziej spektakularny zawał przeżyła giełda praska, gdzie wskaźnik PX obniżył się o prawie 14 procent. Niemcy, Szwecja, Francja, Irlandia - wszędzie notowane są gigantyczne spadki. Nikt nie panuje nad sytuacją. Inwestorzy w panice sprzedają akcje, których wartość spada.
Inwestorzy nie ufają ani bankom centralnym (które pompują pieniądze podatników w systemy finansowe poszczególnych gospodarek), ani obietnicom rządów zapewniających, że wszystko jest pod kontrolą. Europejscy gracze giełdowi sugerują się jedynie tym, co robią ich koledzy po fachu w Azji i w Ameryce. A tam dawno nie było takiej paniki. "Sprzedaży w Nowym Jorku i Tokio nie da się zatrzymać. Inwestorów ogarnął strach" - powiedział Yutaka Miura, specjalista finansowy z japońskiej firmy Shinko Securities Co. Ltd.
Japoński indeks Nikkei 225 stracił na zamknięciu 9,26 procent, czyli najwięcej od 21 lat. Południowokoreański KOSPI obniżył się o 8 procent. Podobnie było w Australii, gdzie indeks S&P/ASX50 obniżył się o 8,3 procent.