W Niemczech klamka zapadła: możliwości podejmowania pracy za Odrą pozostaną ograniczone do maja 2011 r. "Takie stanowisko właśnie przyjęła CDU. A wcześniej podobnie sprawy widzieli socjaldemokraci, którzy razem z chadekami tworzą rząd. Sprawa jest więc przesądzona" - tłumaczy nam Ricklef Beutin, rzecznik przedstawicielstwa RFN przy UE.

Kraje Unii, które do tej pory nie otworzyły swoich rynków pracy, muszą w ciągu najbliższych miesięcy przedstawić Komisji Europejskiej przekonujące argumenty za utrzymaniem restrykcji przez kolejne, ostatnie już dwa lata. Jeśli tego nie zrobią, Polacy i obywatele innych nowych państw UE będą mogli automatycznie podjąć tam pracę od 1 maja 2009 r.

"Ze względów geograficznych jesteśmy najbardziej narażeni na zalew pracowników zza naszej wschodniej granicy. A poziom bezrobocia w Niemczech pozostaje wysoki. Ludzie boją się więc konkurencji przyjezdnych. Dlatego przed wyborami parlamentarnymi jesienią przyszłego roku ani CDU, ani SPD nie wystąpią o otwarcie rynku pracy, bo mogłyby z tego powodu utracić władzę" - tłumaczy Beutin.

Oprócz Niemiec także Austria nie otworzy w pełni swojego rynku pracy od 1 maja 2009 r. O tym już teraz informuje nas Maria Mittermaer, rzeczniczka Ministerstwa Gospodarki w Wiedniu. Ale jej zdaniem rząd zdecyduje się na zniesienie ograniczeń dla wysoko wykwalifikowanych pracowników. "Nie potrzebujemy prostych robotników, bo mamy ich w nadmiarze. Tu ograniczenia pozostaną więc tak długo, jak się da, czyli do 2011 roku" - zapowiada Mittermaer.

Stanowisko Austriaków nie wynika ze złej sytuacji kraju - twierdzi większość ekspertów. Bezrobocie wynosi tu zaledwie 4 proc., a poszerzenie Unii zdynamizowało wzrost gospodarczy alpejskiej republiki. Jednak niewielki kraj raczej z psychologicznych powodów wciąż obawia się zalewu emigrantów z nowych państw Wspólnoty. W znacznym też stopniu z przyczyn geograficznych: Wiedeń leży zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Słowacji.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Pozostałe kraje Unii raczej nie będą chciały przedłużać ochrony rynku pracy. "Do tej pory nie mamy sygnałów, aby się o to starały" - mówi jedna z rzeczniczek Komisji Europejskiej Carmel Dunne.

Największe znaczenie dla Polski miałoby zniesienie ograniczeń przez Francję. Na razie bez przeszkód mogą tu pracować eksperci z 40 branż. "Rząd rozpoczął już badania, czy pracownicy z zagranicy nie są potrzebni w pozostałych branżach. Ale zmierzamy do otwarcia rynku" - przyznaje Marine de Carne, rzeczniczka przedstawicielstwa Francji przy UE.

Reklama

W Belgii restrykcje zniesiono w najbogatszej części kraju, Flandrii. Wciąż obowiązują one jednak w samej Brukseli i relatywnie uboższej Walonii. Ale zapewne nie na długo. Belgijski rząd rozważa pełne otwarcie rynku już latem tego roku. To byłaby dobra wiadomość dla około 50 tys. Polaków, którzy wciąż pracują w królestwie nielegalnie. "Tak bardzo potrzebujemy rąk do pracy, że chcemy po raz pierwszy od 40 lat przywrócić kategorię imigrantów ekonomicznych spoza UE" - przyznaje Delphine Colard, rzeczniczka misji Belgii przy Unii.

Z ostatnich ograniczeń zamierza też zrezygnować Dania. Tak jak pozostałe państwa zachodniej Europy, zachęciły ją do tego gwałtowny spadek bezrobocia w Polsce, wzrost płac w naszym kraju i utrzymujący się szybki wzrost gospodarczy. Ale także wiadomość, że przynajmniej połowa Polaków, którzy wyjechali do Wielkiej Brytanii, już z niej wróciła do domu.

p

Martin Werding, ekspert ds. rynku pracy i problemów społecznych monachijskiego Instytutu Rozwoju Gospodarczego IFO: Utrzymanie szlabanu dla pracowników z Europy Środkowej to dla Niemiec poważny błąd. W ten sposób osłabiamy konkurencyjność naszej gospodarki. Dzięki Polakom usługi w Niemczech stałyby się tańsze, a ich jakość by się poprawiła. Zyskaliby niemieccy konsumenci. To byłaby też korzyść dla naszych przedsiębiorstw. Mieliby do dyspozycji tańszy, wysoko wykwalifikowany i chętny do ciężkiej pracy personel. W Niemczech zwyciężył jednak u polityków, związków zawodowych i zwykłych ludzi strach przed masowym przyjazdem emigrantów. Zamiast poluzować restrykcje na rynku pracy, które przyczyniłyby się do obniżenia bezrobocia, rząd poszedł w odwrotnym kierunku, wprowadzając choćby pensje minimalne w wielu sektorach. Ludzie nie zrozumieli, że taka strategia to tylko chowanie głowy w piasek, bo przecież za mniej niż 3 lata Niemcy i tak będą musiały otworzyć swój rynek pracy. Ludzie nie zrozumieli też, że nie pozwalając Polakom pracować w Republice Federalnej, zachęcili niemieckie firmy do przeniesienia produkcji do Polski. Z tego m.in. powodu od blisko 20 lat polska gospodarka rozwija się dwa do trzech razy szybciej niż niemiecka.