Zgodnie z prawem, każdy komitet wyborczy mógł wydać na tegoroczną kampanię maksymalnie 10,35 mln zł. PO deklaruje, że wydała 9,5 mln zł, PiS i PSL - po 9 mln zł, zaś SLD-UP 5,6 mln zł. Wprowadzenie deputowanego do PE kosztowało od 380 tys. zł do 3 mln zł - wynika z szacunków Money.pl.
>>> Europosłowie zarobią prawdziwe miliony
W tym roku najwięcej za euromandat zapłacił PSL - 3 mln zł, przed pięcioma laty najwięcej na reprezentanta w Parlamencie Europejskim wydała zaś koalicja SLD-UP (ok. 1,65 mln zł). Najtańsi okazali się zaś kandydaci z Platformy. Europoseł PO kosztował zaledwie 380 tys. zł, osiem razy mniej niż w przypadku ludowców. PiS wydał na każdego z deputowanych po 660 tys. zł, zaś koalicja SLD-UP po około 800 tys. zł.
>>> Zobacz, kto będzie reprezentował nas w PE
Uzyskanie mandatu w PE to nie jedyna korzyść, jaką mogą odnieść partie. "Każdy z komitetów, który zdobywa mandaty, otrzymuje z budżetu państwa dotację. Jej wysokość jest ściśle związana z frekwencją" - Krzysztof Lorentz z Zespołu Kontrolowania Partii Politycznych i Kampanii Wyborczych PKW. Ugrupowanie, które przekroczy próg wyborczy i zdobędzie mandat, może ubiegać się o dotację. "Jeden głos, to jeden złoty" - dodaje Lorentz. Cztery partie podzielą między sobą 7,3 mln zł.