Co się stało? Polskie zakłady dotkliwie zaczynają odczuwać kryzys na Zachodzie. Widać to jak na dłoni w branżach silnie związanych z eksportem - w hutach i w fabrykach samochodów. W tych pierwszych produkcja zanurkowała o prawie 35 proc., w drugich - o 17,8 proc. "Można powiedzieć, że przez te branże do naszych drzwi puka recesja" - mówi prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów.

Reklama

Eksperci tłumaczą, że w listopadzie było 3 dni mniej roboczych niż w zeszłym roku, dlatego dane są tak złe. Ale i tak po odjęciu tzw. czynników sezonowych spadek produkcji jest potężny - o 4,2 proc. Sprawa jest oczywista: polska gospodarka ma kłopoty. "Recesja nie jest już tylko abstrakcją. Nie można jej wykluczyć, jeśli produkcja nadal będzie się kurczyć w tak szybkim tempie jak w listopadzie" - mówi Dariusz Winek, główny ekonomista banku BGŻ.

A to oznacza trzęsienie ziemi na rynku pracy. Marcin Mróz, główny ekonomista Fortis Banku, przewiduje, że według czarnego scenariusza bezrobocie może skoczyć nawet do 15 - 16 proc. Armia bezrobotnych zwiększy się wtedy nawet o ponad milion osób. Już teraz branże, w których produkcja najmocniej zahamowała, przygotowują się na najgorsze. "Firmy hutnicze będą ograniczać produkcję nawet o kilkadziesiąt procent, wygaszać piece i wysłać załogi na przymusowe urlopy" - mówi Robert Wojdyna, prezes Konsorcjum Stali. Fala zwolnień już ruszyła w branży motoryzacyjnej. Polsce kooperanci koncernów samochodowych ścięli zatrudnienie o 2,2 tys. osób, ale lada chwila skala redukcji zwiększy się nawet do 5 - 6 tys. "Swoje programy produkcyjne dostosowujemy do poziomu zamówień" - mówi Agnieszka Przymusińska z firmy Delphi produkującej chłodnice i układy klimatyzacji.

Trzeba się też liczyć ze ścinaniem inwestycji. To koło zamachowe naszej gospodarki. Gomułka przewiduje, że mogą się one zmniejszyć nawet o 10 proc. Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas Polska, mówi bez ogródek: "Trudno być optymistą i spodziewać się lepszych danych z przemysłu w nadchodzących miesiącach."

Czy można dziś przewidzieć, kiedy polska gospodarka osiągnie apogeum kryzysu? Gomułka przewiduje, że osiągniemy dno na przełomie 2009 i 2010 r.

Czy jest jakieś lekarstwo na kryzys? Eksperci twierdzą, że przedstawiony w końcu listopada przez rząd plan ratunkowy dla gospodarki nie wystarczy, aby zahamować spadek produkcji. "Spada ona przede wszystkim w branżach, które eksportują, a na to rząd nie ma wpływu, ponieważ aktywność przedsiębiorstw uzależniona jest od koniunktury na rynkach światowych" - mówi Mirosław Gronicki, były minister finansów.

Według Gomułki rząd powinien przede wszystkim szybko ruszyć z gwarancjami kredytowymi dla firm. "Kluczem jest poluzowanie warunków przyznawania takich gwarancji. W innym przypadku przedsiębiorstwa nie będą w stanie z nich skorzystać" - mówi.