Polska ma czas do czerwca na usunięcie błędów w wydawaniu unijnych funduszy, które odkryli unijni kontrolerzy. Jednak już teraz widać, że za niektóre będziemy musieli na pewno zapłacić.

Dotarliśmy do raportu unijnych kontrolerow. Bruksela zarzuca CRZL, że nie zachowało zasady konkurencyjności, zbyt wiele konkursów rozstrzygano nadużywał trybu z wolnej ręki. Chodzi m.in. o wdrażanie systemu informatycznego publicznych służb zatrudnienia Syriusz.

Wystartowała w nim jedna firma, która skomplikowany informatyczny produkt dostarczyła już pięć dni po zwycięstwie. Kwestionowane są też szkolenia dla pracowników pomocy społecznej na terenie całego kraju. W 17 konkursach rozstrzygnięcia zapadały z wolnej ręki, a różnica w cenie sięgała 44 proc. CRZL nie zgadza się z tymi zarzutami. Odpowiedź szykuje resort pracy. Jeśli Bruksela nie uzna tłumaczeń, to będziemy musieli zwrócić pieniądze.



Reklama

Zakwestionowano już 6 milionów

Na razie w raporcie oceniającym sposób wydawania pieniędzy przez CRZL zakwestionowano około 6 mln zł. To dopiero wstęp. Kontrolerzy unijni wybrali część projektów i na ich podstawie oceniali całość.

Najbardziej miażdżąca ocena dotyczy projektu Syriusz. Kontrolerzy sprawdzali, jak wydano ponad 5 mln zł z transzy projektu wartej 44 mln zł. I zdaniem urzędników 100 proc. sprawdzanej kwoty zostało wydane źle. Ocenili, że skoro cześć pieniędzy wydano niewłaściwie, to prawdopodobnie tak samo jest z całą sumą.

Nieco lepiej jest w przypadku oceny szkoleń pracowników socjalnych. Tu liczbę błędnie wydanych pieniędzy oszacowano na niepełne 20 proc., dlatego do poprawki ma iść milion złotych z pięciu.



Co się stanie, gdy pieniądze trzeba będzie zwrócić? Tym, którzy już skorzystali, nic. Zawarli wiążące umowy i je wykonali. Natomiast Bruksela może nie uznać tych wydatków i wtedy polski budżet będzie je musiał zwrócić.

Na razie dostaliśmy trzy miesiące na poprawienie nieprawidłowości.

Resort pracy nie wypowiada się na temat zarzutów unijnych kontrolerów. Dopiero szykuje własne stanowisko. - Pani minister zapowiedziała, że jeśli zarzuty zostaną oficjalnie potwierdzone, to wobec winnych zostaną wyciągnięte konsekwencje - powiedziała jedynie Bożena Diaby, rzeczniczka resortu pracy. Natomiast CRZL nie czuje się winne. Przekonuje, że w przypadku kwestionowanych projektów postępowano zgodnie z polskim prawem - a to zezwala na rozstrzygnięcia z wolnej ręki. Brukseli nie podoba się jednak skala tych rozstrzygnięć.

Reklama

W sprawie zarzutów wobec realizacji projektu Syriusz, Centrum przekonuje, że właścicielem kodu do programu jest jedna firma, dlatego tylko ona może go realizować.

Takie tłumaczenia nie przekonują polskich kontrolerów z resortu rozwoju regionalnego. W swoim raporcie napisali - cały projekt został przygotowany tak, że nie można ocenić, czy w ogóle był potrzebny.

Zresztą wnioski w obu raportach unijnym i polskim często się pokrywają. Na przykład zarzuty, że urzędnicy z CRZL pobierali wynagrodzenie z unijnych projektów, za wykonanie prac nieleżących w ich zakresie obowiązków.

Teraz resort rozwoju regionalnego nie chce się wypowiadać w tej sprawie. A to on będzie musiał wytłumaczyć się z błędów popełnionych przez CRZL. Tak by Bruksela zrezygnowała z żądania zwrotu pieniędzy.





To kolejna w ostatnich dniach wpadka z unijnymi funduszami. Ostatnio komisja nakazała zwrot 90 mln euro z powodu błędów przy dopłatach dla rolników.

p

193 mln zł - tyle ma być wydane ogółem na program informatyzacji służb zatrudnienia Syriusz

44 mln zł - taka suma z całej puli zdaniem urzędników z Brukseli została wydana nieprawidłowo