Dzięki temu zabiegowi zmniejszy się deficyt sektora finansów publicznych. A zdaniem ministra Jacka Rostowskiego zyskają na tym także przyszli emeryci. To na razie wstępny pomysł. Na jego podstawie mają być przygotowane założenia do zmian ustawowych. Resort finansów nie kryje, że podstawowym celem tej operacji jest zmniejszenie długu i deficytu sektora finansów publicznych.

Reklama

>>>Zobacz, który OFE zarobił najwięcej

Na czym polega ten pomysł? Dziś nasze składki emerytalne płyną do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Stamtąd ich część jest przekazywana do OFE. Ale rząd chce, by teraz do OFE trafiało tylko 40 proc. dotychczasowych składek. Pozostałe 60 proc. z 22,5 mld zł rocznych składek transferowanych dotąd do OFE pozostawałoby w ZUS na specjalnych kontach. To ta część, którą dzisiaj OFE muszą inwestować w bezpieczne papiery skarbowe.

Co rząd chce osiągnąć tym zabiegiem? Jeśli te 13 mld zł pozostanie w ZUS, Skarb Państwa nie będzie musiał emitować obligacji na taką sumę. A zatem o tyle zmniejszy się zadłużenie i deficyt sektora finansów publicznych. To równowartość około 1 proc. PKB. A Polska musi zmniejszyć deficyt sektora finansów publicznych do poziomu poniżej 3 proc. do końca 2012 roku.

Te 13 mld zł to z punktu widzenia resortu także dodatkowy margines bezpieczeństwa w obliczu zagrożenia, którym jest osiągnięcie progu ostrożnościowego 55 proc. relacji długu do PKB w przyszłym roku. Dziś mimo protestów polskiego rządu unijny urząd statystyczny Eurostat wlicza składki przekazywane do OFE do długu publicznego. – Nie ma powodu, byśmy z powodu ich decyzji utrudniali sobie wejście do strefy euro – komentuje minister Rostowski.

>>>Podatku Belki unikniesz w 12 bankach

Czy w związku z planami resortu finansów emeryci mają się czego obawiać? Rostowski uspokaja, że nie. Co więcej, twierdzi, że pozostawienie pieniędzy w ZUS oznacza wręcz, że zyskają. Bo obecnie od tej części składki OFE też pobierają prowizję. "OFE pobierają za tę część pieniędzy premie, jakby to nie była stuprocentowo bezpieczna inwestycja, ale ryzykowne decyzje rynkowe. Lepiej, żeby te prowizje pozostały w kieszeni przyszłych emerytów" - mówi Rostowski. Według resortu to może być zysk bliski 500 mln zł rocznie. Do tego oprocentowanie rachunku w ZUS ma być takie jak obligacji.

Inaczej widzą to przedstawiciele otwartych funduszy emerytalnych. I straszą, że odebranie im tych pieniędzy może spowodować zmianę strategii inwestycyjnych na bardziej agresywne. A to z kolei może skutkować zmniejszeniem przyszłych emerytur.