Wtorkowe zatrzymania 11 osób związanych z aferą funduszy W Investments mogłyby być dowodem na to, że coś się zmienia, gdyby doszło do nich nieco wcześniej. O tym, że klienci funduszy, które lokowały pieniądze w ziemię rolną i lasy, mają kłopoty z wypłatą pieniędzy, Dziennik Gazeta Prawna pisał już niemal dwa lata temu. Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa reprezentujący inwestorów prawnicy złożyli w maju 2017 r. Już wtedy było wiadomo, że znaczna część z ponad 600 mln zł została przeznaczona na podejrzane transakcje z zarejestrowanymi na Cyprze podmiotami.
Prokuratura szacuje, że w ich wyniku majątek funduszy został uszczuplony o co najmniej 90 mln zł. Gdyby reakcja organów ścigania była szybsza, być może kapitał ten można byłoby odzyskać, bo biorące udział w transakcji podmioty miały rachunki w polskich bankach - pieniądze, nim zostały wytransferowane za granicę, krąży ły w naszym systemie finansowym. Teraz z punktu widzenia pokrzywdzonych z dużym prawdopodobieństwem są stracone.
Wśród zatrzymanych jest Piotr W., twórca funduszy i znany inwestor giełdowy. W czasie, kiedy organy ścigania dość opieszale badały sprawę W Investments, miał czas na ograniczenie skali działalności swoich spółek notowanych na giełdzie. I obecnie firmy Baltic Bridge, FASM i IBSM nie przedstawiają większej wartości, a ich wyniki finansowe sugerują, że nie prowadzą niemal żadnej działalności operacyjnej. Gdyby w przyszłości miały stanowić podstawę do zaspokojenia roszczeń, to ich przydatność wydaje się niewielka. W sprawie funduszy W Investments prokuratura jest wyraźnie spóźniona, co nie wpływa korzystanie na sytuację pokrzywdzonych inwestorów.