W najbliższym czasie złoty powinien być mocny, a przynajmniej stabilny. Wspierać go będzie wysoki popyt na polskie obligacje. Na wsparcie ze strony euro nie ma co liczyć. Pieniądz ucieka ze strefy. Widać to choćby po osłabieniu euro do dolara. Powodów jest kilka. Inwestorzy boją się lokowania kapitału w obligacje niektórych państw – np. Hiszpanii, Włoch. W pewniejszych krajach rentowności są na tyle niskie, że nie dają gwarancji zysku – np. w Niemczech. Ostatnia decyzja EBC o obniżeniu stopy depozytowej banku do zera też skłania do szukania nowego portu dla kapitału.
– Twierdzenie, że Polska staje się takim safe haven, jest jeszcze na wyrost. Ale faktem jest, że w Europie następuje przewartościowanie i kraje wcześniej uważane za bezpieczne tracą ten status. Kapitał musi gdzieś znaleźć sobie miejsce, a Polska wydaje się co najmniej stabilna – mówi Dariusz Winek, ekonomista BGŻ.
To nie przypadek, że rentowności 10-letnich papierów spadły na koniec ubiegłego tygodnia poniżej 5 proc. – do poziomu nienotowanego od początku 2006 r. Do historycznego rekordu z września 2005 r. – 4, 43 proc. – zostało 50 pkt. Zdaniem Marcina Mazurka z BRE Banku rentowności dziesięciolatek mogą jeszcze spaść o jakieś 20 pkt., co wynika z porównania fundamentów naszej gospodarki do innych krajów OECD. – Może do tego dojść w ciągu miesiąca, dwóch, w tym czasie będzie się też umacniał złoty – mówi ekonomista. To umocnienie może być wyraźne, nawet do 4 zł za euro. W piątek za europejską walutę płacono 4,21 zł.
To prognoza na najbliższe tygodnie. Końcówka roku jest nadal niepewna. Według niektórych naszych rozmówców wówczas do głosu dojdą czynniki krajowe. Inwestorzy zaczną zauważać, że polska gospodarka wyraźnie zwalnia. I przypomną sobie, że w takich warunkach złoty zwykle traci na wartości. Stąd prognoza BRE Banku zakładająca powrót kursu złotego do około 4,20 za euro na koniec roku. Jakub Borowski z Kredyt Banku również zakłada, że postępująca dekoniunktura w polskiej gospodarce zniweluje pozytywny efekt napływu kapitału. Jego zdaniem w grudniu będziemy płacić za euro 4,25 zł. – Przyczyni się do tego również Rada Polityki Pieniężnej, która zacznie obniżać stopy procentowe, a to zwykle osłabia kurs złotego – mówi ekonomista.
Jednak optymiści – jak Marcin Mróz z BNP Paribas czy Dariusz Winek – spodziewają się umocnienia na koniec roku. Mają o tym przesądzić wydarzenia za granicą. Ekonomiści liczą przede wszystkim, że strefa euro zacznie sobie radzić z kryzysem. Albo przynajmniej będzie wiadomo, jak to zrobi. Poza tym, żeby pobudzić gospodarkę, jeden z banków centralnych – na przykład amerykański Fed – zdecyduje się na dodruk pieniądza. Stymulować swoją gospodarkę jeszcze bardziej mogą też Chiny – albo przez rozluźnienie fiskalne, albo przez kolejną obniżkę stóp procentowych. Każda taka informacja wprawiłaby rynki finansowe w euforię.
– Dziś wszyscy uważają, że złoty jest niedowartościowany i powinien być mocniejszy. Stąd gdy rynki łapią drugi oddech, złoty zaczyna wyraźnie zyskiwać. Nasza waluta jest bardzo wrażliwa na nastroje na zewnątrz – mówi Marcin Mróz.
Dariusz Winek oczekuje, że pod koniec roku powtórzy się sytuacja z ostatnich dni: EBC wprowadzi jeszcze jedną obniżkę stóp procentowych w strefie euro. – To powiększy różnicę między wysokością stóp w Polsce i w Eurolandzie i podtrzyma chęć inwestowania na naszym rynku długu – mówi.
Sceptycy studzą jednak zapał: o drukowaniu dolarów tylko się mówi, a Fed na razie jest wstrzemięźliwy. Politycy w Brukseli nie ustalili akceptowanego przez wszystkich członków strefy euro planu ratunkowego dla zagrożonych krajów. – Jeśli nie będzie wyraźnych sygnałów z zagranicy, trudno doszukać się powodów, dla których złoty ma się umacniać – mówi Grzegorz Maliszewski, ekonomista Banku Millennium. Jego zdaniem kurs złotego wobec euro na koniec roku wyniesie około 4,20. Mniej więcej tyle, co obecnie.