Blisko 60 tys. zł miesięcznie dla nowego szefa PKP w ramach kontraktu menedżerskiego wywołało medialną burzę, ale taka gaża w spółkach kontrolowanych przez państwo już od lat jest niemal standardem. Ustawa kominowa, która ogranicza wynagrodzenia szefów spółek państwowych do sześciokrotności średniej pensji brutto w sektorze przedsiębiorstw, jest omijana. M.in. za przyzwoleniem Ministerstwa Skarbu Państwa.
Od czasu przemian ustrojowych bardzo zmieniły się system gospodarczy i warunki zatrudnienia – mówi Magdalena Kobos, rzecznik MSP. – Dziś możemy już mówić o dojrzałym rynku pracy. Dobrze by było, żeby płace menedżerów uwzględniały tendencje rynkowe. Nierzadko zarządzają oni wielomiliardowymi majątkami i kierują kilkudziesięciotysięcznymi załogami – dodaje.
Spośród dwustu kilkunastu spółek nadzorowanych przez resort skarbu i objętych ustawą kominową kontrakty menedżerskie wprowadzono w czterech. To PGE, Enea, Gaz-System i Huta Cynku Miasteczko Śląskie. Dzięki takim umowom roczne zarobki Tomasza Zadrogi, byłego już szefa największego polskiego koncernu energetycznego, sięgnęły 1,5 mln zł. Takie pieniądze dla członków zarządu zaczynają płynąć również wtedy, gdy Skarb Państwa schodzi poniżej ustawowego poziomu 51 proc. w akcjonariacie. Tak stało się choćby w Orlenie.
Ustawa kominowa to wytwór polityków chcących pokazać wyborcom iluzję sprawiedliwości społecznej, której i tak nie ma – mówi Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha.
Reklama
Typowym przykładem omijania ustawy kominowej bez przyznawania kontraktów menedżerskich jest pełnienie funkcji w radach nadzorczych tak dobranych firm, by nie dotyczyła ich „kominówka”. Chodzi np. o spółki wnuczki, czyli takie, w których udziały ma spółka zależna od tej kontrolowanej przez Skarb Państwa. W takim przypadku nie działają obostrzenia ustawy zarówno pod względem wysokości wynagrodzenia, jak i możliwości członkostwa w więcej niż jednej radzie nadzorczej.
Reklama
Po co prawo, którego nikt nie przestrzega? Maciej Grelowski z Business Centre Club mówi wprost: – Pokrętny sposób wynagradzania to prosta droga do demoralizacji kadry zarządzającej. Ta sytuacja dramatycznie obniża autorytet prezesa. Skoro on nagina prawo, dlaczego pracownicy nie mieliby tego robić?