Tym razem popyt nie był dużo większy od oferty. Inwestorzy chcieli kupić obligacje za 5,8 mld zł, ale i tak wyniki przetargu można uznać za sukces. Ministerstwu udało się uzyskać niemal górny pułap z oferty 3,5 – 5,5 mld zł. Aukcji nie popsuła nawet wczorajsza korekta na rynku walutowym.
Ministerstwo nie musi sprzedawać obligacji za wszelką cenę, bo już po styczniowych aukcjach zapewniło sobie finansowanie około 35 proc. tegorocznych potrzeb pożyczkowych. Po wczorajszej aukcji ten wskaźnik wzrósł do prawie 40 proc. – takie są wyliczenia analityków ING BSK. Najbliższa duża płatność, na którą MF musi znaleźć pieniądze, to wykup pięcioletnich obligacji zapadających w kwietniu. Do spłacenia są papiery za 23 mld zł. Wcześniej, pod koniec lutego i pod koniec marca, ministerstwo będzie musiało wykupić bony za łacznie 6,7 mld zł.
Polskie obligacje są w cenie, co widać m.in. po notowaniach CDS-ów – czyli stawek ubezpieczenia od niewypłacalności dłużnika. Wartość CDS od niewypłacalności polskiego pięcioletniego długu denominowanego w dolarze spadła do 224 pkt. To najmniej od końca października ub.r. Ministerstwu w sprzedaży obligacji z pewnością pomaga też to, że w ostatnich tygodniach znów ma dobrą prasę wśród zagranicznych analityków. Przypomnieli oni sobie, że polska gospodarka jako jedna z nielicznych uniknęła recesji. Michael Hasenstab z Templeton Global Bond Fund stwierdził w czwartek w rozmowie z agencją Bloomberg, że złoty jest dziś niedowartościowany, a rentowności obligacji są na wysokim poziomie. – Polityka fiskalna nadal jest rozważna, a wykwalifikowani pracownicy w połączeniu z niskimi kosztami pracy powodują, że Polska nadal jest atrakcyjna dla zagranicznych inwestycji – uważa Michael Hasenstab.