Rynki finansowe zadrżały, gdy po raz pierwszy usłyszały ostrzeżenie o obniżeniu wiarygodności kredytowej USA. Szok nie był jednak zbyt duży, bo słowa o możliwym zdegradowaniu Ameryki, które wiązałoby się z większymi kosztami obsługi zadłużenia, padły w lutym, więc Kongres miał jeszcze pięć miesięcy na ewentualne podniesienie dopuszczalnego zadłużenia kraju, by uniknąć tzw. technicznego bankructwa. Mało kto traktował te groźby poważnie.
Dziś nikomu nie jest już do śmiechu. Na zawarcie porozumienia pozostały niecałe dwa tygodnie i wciąż nie widać szans, by Demokraci w końcu przekonali do swoich racji Republikanów. Na dodatek kierowana przez Michaela Madelaina Moody’s dolewa oliwy do ognia. "Nawet jeśli Kongresowi uda się uzgodnić plan awaryjny, nie uchroni to kraju przed odebraniem ratingu AAA w roku przyszłym" - stwierdziła agencja w najnowszej prognozie.
Madelain, który kieruje Moody’s od listopada ubiegłego roku (wcześniej był szefem jej działu inwestycyjnego), lubi grać z rynkami oraz rządami va banque. Można odnieść wrażenie, że ten wyedukowany we Francji menedżer (ukończył Ecole Superieure de Commerce we francuskim Rouen, potem dostał tytuł magistra zarządzania Northwestern University w stanie Illinois) prowadzi osobistą krucjatę przeciwko Waszyngtonowi.
Gdy administracja prezydenta Obamy próbowała trzy lata temu zdjąć z władz federalnych wyłączną odpowiedzialność za wybuch kryzysu finansowego i wskazywała na współodpowiedzialność agencji ratingowych, które audytami żyrowały opłacalność najbardziej ryzykownych bankowych spekulacji, śmiało przeciwstawił się Białemu Domowi. "Nie mamy sobie nic do zarzucenia. Naszym zadaniem było analizowanie sytuacji w oparciu o uzyskane dane. I to właśnie robiliśmy, zgodnie z prawidłami sztuki" – powtórzył niedawno w wywiadzie dla francuskiego dziennika „Liberation”.
Reklama
Michel Madelain niemal przez całą swoją karierę jest związany z Moody’s. Po ukończeniu studiów pracował przez chwilę w firmie konsultingowej Ernst & Young, potem jeszcze w kilku brytyjskich i amerykańskich firmach o podobnym profilu. W końcu trafił do Nowego Jorku i piął się po szczeblach kariery w Moody’s. – Michel wykazał się wyjątkową skutecznością w działaniu i nieprzeciętnym talentem – mówił szef rady nadzorczej całej firmy Raymond W. McDaniel Jr, gdy wręczał mu nominację na stanowisko prezesa. By go u siebie zatrzymać, Moody’s płaci mu rocznie 2,3 mln dol. (pensja podstawowa to 810 tys. dol., reszta to bonusy, akcje i opcje).
Teraz przed Michelem Madelainem drży Unia Europejska. Gdy przed kilkoma tygodniami Wspólnota zmagała się z reanimacją Grecji, agencja nieoczekiwanie uznała za śmieciowe obligacje Portugalii. Lizbona oceniła działanie nowojorskiej Moody’s jako przykład gospodarczego terroryzmu. Liczni eksperci przyznawali jej rację, bo kondycja największych państwowych przedsiębiorstw, jak Aeroportos de Portugal, Energias de Portugal, Redes Energéticas Nacionais i Brisa, była całkiem zadowalająca, a ich płynność finansowa nie jest zagrożona.
Michelin twardo broni jednak swojej decyzji i zapowiada jeszcze bardziej uważne patrzenie na ręce decydentom z Brukseli, Berlina, Paryża oraz Frankfurtu, gdzie znajduje się siedziba EBC. Najbliższą okazję do ocenienia decyzji establishmentu będzie miał znowu dziś: na nadzwyczajnym szczycie poświęconym ratowaniu Grecji zbierają się szefowie państw strefy euro.