Unijny program bailoutów traci wiarygodność. Najpierw Grecja dała do zrozumienia, że nie radzi sobie ze spłatą kredytu i będzie zmuszona wziąć kolejny, by pokryć wcześniejsze zobowiązania. Potem Irlandia zażądała zmiany warunków pomocy, na co wczoraj zgodę wydała Komisja Europejska. W kolejce jest Portugalia, która na dzień dobry otrzymała bailout na łagodniejszych zasadach. Wszystko dzieje się w sytuacji, w której strefa euro próbuje doprecyzować zasady działania stałego mechanizmu pomocy dla potencjalnych bankrutów (EMS). I w atmosferze kolejnych pogłosek o rozpadzie unii walutowej.
"Jesteśmy za obniżeniem oprocentowania kredytów. To jedyna droga, by uniknąć restrukturyzacji długu" - mówił wczoraj rzecznik komisarza ds. finansowych Olli Rehna. Takiego scenariusza starały się uniknąć Niemcy – architekt zasad kryzysowego zarządzania UE. Na szczycie 16 grudnia przywódcy „27” zgodzili się zmienić artykuł 136 traktatu lizbońskiego tak, aby mógł powstać w Luksemburgu Europejski Mechanizm Stabilizacyjny (EMS). Jednocześnie kraje strefy euro i niektóre państwa UE spoza unii walutowej (jak Polska) zgodziły się przystąpić do paktu euro plus zakładającego uzdrowienie finansów publicznych m.in. poprzez koordynację systemów emerytalnych i podatków od zysków firm (CIT).
Okazało się jednak, że precyzyjne przepisy są wypierane przez praktykę. Zdaniem prezesa irlandzkiego banku centralnego Patricka Honohana jeszcze przed spotkaniem ministrów finansów UE 17 maja w Brukseli zapadnie decyzja o obniżeniu przynajmniej o 1 punkt procentowy (z 5,8 proc.) stóp procentowych, po jakich Irlandia otrzymała pomoc. Taką samą ulgę ma też otrzymać Grecja (a już w marcu Rada UE obniżyła oprocentowanie kredytów dla Aten). Dodatkowo okres spłaty irlandzkiej pożyczki ma być wydłużony. Wszystko po to, aby stworzyć warunki dla szybszego wzrostu gospodarczego kraju. – Jeśli Irlandia nie zacznie się szybko rozwijać, a wzrost dochodów podatkowych nie będzie rósł, spłata długu będzie bardzo trudna – przyznał Honohan.
Morgan Kelly, ekonomista Uniwersytetu w Dublinie, który przewidział kryzys finansowy w Irlandii (i uzyskał przydomek „Doctor Doom”), przyznał w wywiadzie dla „Irish Timesa”, że to nie wystarczy, a dług kraju urośnie w 2014 roku do 250 mld euro (150 proc. PKB). Jego zdaniem konieczne jest spisanie na straty części obligacji irlandzkiego Skarbu Państwa. Największymi wierzycielami Irlandii są banki Niemiec i Francji. Zapewne dlatego Paryż i Berlin nie domagają się już podwyższenia stawki podatku CIT (12,5 proc.) w zamian za zgodę na złagodzenie warunków pomocy finansowej.
Reklama
Z powodu wyższego od spodziewanego bezrobocia (14,7 proc. w marcu) i słabego tempa wzrostu gospodarczego obciążenie irlandzkich banków złymi długami jest większe, niż się spodziewano (35 mld euro).
Zdaniem dziennika „Le Figaro” pilne jest złagodzenie warunków pomocy dla Grecji. Ateny miały obniżyć deficyt budżetowy kraju z 9,1 proc. w ubiegłym roku do mniej niż 3 proc. w przyszłym roku. Jednak z powodu recesji i rozbudowanej szarej strefy nic z tych założeń nie wyszło. Nie ma więc mowy, aby pod koniec tego roku grecki rząd zdołał samodzielnie ściągnąć z rynków finansowych 27 mld euro na obsługę długu. Tej skali pomoc, zdaniem „Le Figaro”, będzie więc musiał mieć kolejny pakiet pomocy, który musi opracować już pod znacznie łagodniejszymi warunkami Unia Europejska i MFW.
W kolejce do złagodzenia warunków pomocy po wyborach 5 czerwca niemal na pewno ustawi się też rząd Portugalii. Co prawda p.o. szef rządu Jose Socrates uzgodnił już z Brukselą zasady pomocy. Jednak po greckim i portugalskim precedensie bardzo trudno będzie odmówić Portugalczykom kolejnej ulgi.