Ireneusz Chojnacki: Co wynika z materiałów dowodowych, które URE zebrał, przygotowując decyzje mające przywrócić kontrolę cen stosowanych przez was i RWE?JACEK PIEKACZ*: Nasi prawnicy zapoznali się z tymi materiałami. Uważamy, że nie ma tam takich informacji, które by pozwalały na wykazanie, że rynek w 2010 roku jest mniej konkurencyjny, niż był w chwili wydawania decyzji o zwolnieniu nas z obowiązku taryfikacji w 2001 roku i że powinniśmy być zobowiązani do przedłożenia taryf do zatwierdzenia. W naszym przekonaniu nic takiego z tych dokumentów nie wynika.
Co się stanie, jeśli URE wyda jednak decyzję nakazującą złożenie taryfy do zatwierdzenia?Przedstawimy nasz cennik, który będzie w danym momencie obowiązywał. URE może go nie zaakceptować, ale cóż mamy zrobić? Ceny, które oferujemy dla gospodarstw domowych, to ceny, które nie przynoszą nam strat, i tylko tyle. Teraz nawet nie chcemy na tym segmencie odbiorców zarabiać, bo zdajemy sobie sprawę, że ich sytuacja nie jest łatwa. Nie planujemy zysków w tym segmencie, ale musimy mieć pokryte koszty jego obsługi i to, co robimy, temu służy.
Czy chce pan powiedzieć, że budowa elektrowni jest problemem ekonomicznym Vattenfalla, bo jest to kwestia ograniczonych możliwości finansowych grupy?
Chodzi o sytuację na rynku energii w Polsce. Z powodu spadku popytu na prąd teraz są nadwyżki mocy, a ceny prądu spadły do poziomu, który nie zapewnia opłacalności inwestycji. Z analiz, na przykład Politechniki Śląskiej, wynika, że aby opłacalne było rozpoczęcie w 2011 roku budowy elektrowni opalanej węglem kamiennym i oddanie jej do użytku w 2015 roku, cena energii powinna wynosić około 250 zł za 1 MWh. Obecnie jest to 170–180 zł.
*Jacek Piekacz jest prezesem zarządu Vattenfall Poland
Więcej informacji: Piekacz: Ceny prądu w Polsce są za niskie, żeby inwestować
p