Urząd Regulacji Energetyki sprawdza przyczyny zimowych awarii prądu. Jeśli okaże się, że były one spowodowane zaniechaniami firm energetycznych, a nie warunkami pogodowymi, spółkom grożą kary, nawet do 15 proc. ich ubiegłorocznych przychodów - twierdzi rzeczniczka URE Agnieszka Głośniewska.

Reklama

"Prowadzimy postępowanie wyjaśniające, kontrole przeprowadzają wszystkie nasze oddziały terenowe i pytają wszystkich 14 operatów sieci dystrybucyjnych o zimowe awarie" - powiedziała Głośniewska. Sprawdzane są zwłaszcza te firmy, na których obszarze działania doszło do awarii . "Sprawdzamy, czy przyczyną były tylko warunki pogodowe, czy też niedopatrzenia przedsiębiorstw. Zawsze, gdy jest jakaś awaria, dopytujemy, co przedsiębiorstwo zrobiło, żeby jej zapobiec" - dodała.

>>>20 tysięcy Polaków nie ma prądu

"Może się okazać, że awaria była spowodowana większym obciążeniem niż testowane, wówczas firmie nic nie grozi. Jeżeli jednak okaże się, że zaniechała napraw - zostanie na nią nałożona kara" - podkreśliła rzeczniczka Urzędu.

Awarie zasilania, spowodowane przez osadzający się na liniach energetycznych lód oraz szadź, zaczęły się w Małopolsce 8 stycznia. W najgorszym momencie energii pozbawionych było ponad 40 tys. domów. Brak prądu na początku stycznia odczuło też ponad 8 tys. mieszkańców północnej części woj. śląskiego.