Wrzesień 2018 r., Sopot. Teresa Czerwińska, minister finansów, wygłasza swój referat podczas Europejskiego Forum Nowych Idei. Mówi o pracowniczych planach kapitałowych. Biznes nie jest do nich przekonany, gdyż oznacza to dla niego większe koszty. Czerwińska jednak stara się zbijać ten argument. Tłumaczy, że jakkolwiek rzeczywiście niektórzy będą musieli dołożyć więcej, to solidarnie z nimi dołoży od siebie państwo.

Reklama

Zrobi to jednak z Funduszu Pracy. W efekcie pracodawcy, bo to przecież oni poprzez składki lokują środki w Funduszu Pracy, dołożą podwójnie – wskazuje Arkadiusz Pączka, dyrektor centrum monitoringu legislacji w Pracodawcach RP oraz sekretarz Rady Dialogu Społecznego.

Trwa ładowanie wpisu

Podobnie twierdzi Agata Kicińska, radca prawny w kancelarii Sienkiewicz i Zamroch, specjalista prawa pracy. Przypomina, że w kampaniach promujących udział w PPK głośno promuje się hasło „Pracownik + Pracodawca + Państwo” jako trzy filary oszczędzania na emeryturę . ‒ Po analizie można jednak zauważyć, że to nie państwo (w rozumieniu budżetu państwa) będzie dokładać się do programu. Wpłata powitalna w wysokości 250 zł oraz dopłaty roczne w wysokości 240 zł pochodzić mają z bowiem Funduszu Pracy – spostrzega prawniczka.

Abstrahując więc od celowości utworzenia PPK, ich powstanie oznaczać będzie podwójne obciążenie pracodawców. Raz, że będą ponosili wyższe koszty, jako że ustawodawca przewidział ich udział w nowo utworzonym systemie (m.in. w postaci wpłat podstawowych i dodatkowych), a dwa – składki wpłacane przez nich do Funduszu Pracy z tegoż funduszu będą przez Skarb Państwa wyjmowane, aby państwo mogło się pochwalić, że również uczestniczy w systemie oszczędzania przez Polaków na starość.