Szefowa resortu finansów w opublikowanym w piątek w DGP artykule zwróciła uwagę na niekorzystne w Polsce opodatkowanie dochodów z pracy. Ten klin podatkowy jest stosunkowo wysoki i mniej więcej taki sam zarówno dla niskich dochodów, jak i tych wysokich. To sprawia, że zatrudnieni, szukając sposobów na zmniejszenie tych obciążeń, często uciekają w umowy cywilnoprawne, działalność gospodarczą lub – co jest częste w przypadku niskich dochodów – w szarą strefę. Dlatego, uważa szefowa MF, czas klin zmniejszyć. „Ale jak? Wprowadzając większą progresję w przedziale dochodów z pracy między połową a 167 proc. średniego wynagrodzenia. Zmniejszanie obciążeń dla osób o relatywnie niewysokich pensjach to najkorzystniejsze rozwiązanie z punktu widzenia bodźców na rynku pracy” – napisała Czerwińska.
Ekonomiści, których poprosiliśmy o komentarze do tych zapowiedzi, zgadzają się z postawioną diagnozą: rzeczywiście opodatkowanie pracy w Polsce nie sprzyja wzrostowi aktywności zawodowej. I należy je zmniejszyć.
Łukasz Kozłowski, ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich, uważa, że powinno to jednak dotyczyć najniższych wynagrodzeń. A samo wprowadzanie większej progresji w opodatkowaniu średnich i nieco wyższych niż średnia należy robić ostrożnie i w połączeniu z uszczelnieniem systemu podatkowego i składkowego. Chodzi o to, że jakakolwiek próba zwiększenia obciążeń wyższych płac przy pozostawieniu możliwości przejścia np. na działalność gospodarczą opodatkowana liniową 19-proc. stawką PIT i ryczałtowym ZUS-em może kończyć się arbitrażem – czyli takim dopasowaniem aktywności, żeby płacić jak najniższe podatki i składki. Według Kozłowskiego nie da się raczej uniknąć podniesienia opodatkowania dla wysokich dochodów, bo zmniejszenie klina dla najniższych wynagrodzeń oznacza spadek wpływów do budżetu. A kasa musi się zgadzać, zwłaszcza w kontekście dodatkowych wydatków wynikających z piątki Kaczyńskiego. Całość zmian byłaby trudna do udźwignięcia przez finanse publiczne, choć minister Czerwińska sugeruje, że może być kłopot z dopasowaniem wysokości klina podatkowego, które byłoby budżetowo neutralne.
– Jednak nie można poważnie mówić o takiej reformie podatkowej, która spowoduje dodatkowe pogorszenie kondycji budżetu. To musi iść w parze ze zniechęcaniem do arbitrażu, na którym budżet mógłby tracić – mówi Łukasz Kozłowski.
Jakub Sawulski, ekonomista z Instytutu Badań Strukturalnych, też zwraca uwagę na kontekst, w jakim należy czytać tekst minister finansów. To raczej manifest niż plan działań. Bo planem działań jest piątka Kaczyńskiego, w której też zawarto rozwiązania podatkowe. Minister Czerwińska wspomina zresztą o nich w tekście – obniżenie niższej stawki PIT do 17 proc., zerowy podatek dla osób poniżej 26. roku życia czy podwojenie kosztów uzyskania przychodów nazywa pierwszym krokiem na drodze do obniżenia klina podatkowego.
– Rzecz w tym, że piątka Kaczyńskiego to wszystko, na co stać budżet w tej kadencji. I mało prawdopodobne, by rząd rzeczywiście zdecydował się na jakieś dalsze poważne zmiany w podatkach – mówi Jakub Sawulski. Ekonomista zwraca uwagę, że według wcześniej publikowanych informacji Ministerstwo Finansów miało znacznie bardziej śmiałe plany zmniejszenia klina podatkowego, chcąc pięciokrotnie zwiększyć koszty uzyskania przychodów. Skutek tej zmiany najbardziej odczułyby właśnie osoby o najniższych zarobkach.
– Wygląda jednak na to, że w momencie ogłoszenia piątki Kaczyńskiego plany te wzięły w łeb – mówi Jakub Sawulski. I dodaje, że być może dlatego teraz Teresa Czerwińska mocno akcentuje powody, dla których powinno się zmniejszać i wprowadzać jego większą progresję. Choć trudno zrozumieć, dlaczego ten akcent jest położony na pensje między połową a półtorakrotnością średniej krajowej, raczej obiektem zainteresowania powinny być płace minimalne.
– Być może pani minister uważa, że podniesienie kwoty wolnej dla niskich dochodów, w połączeniu z ulgami na dzieci i planami z piątki, załatwiło już sprawę w ich przypadku. Moim zdaniem jednak nie – uważa Jakub Sawulski.