Pan Józef zarabia w jednej z warszawskich firm jako pracownik administracyjny. W zeszłym roku skończył 66 lat i „załapał” się na ustawę o obniżeniu wieku emerytalnego. Złożył wniosek emerytalny, zwolnił się z etatu, założył działalność gospodarczą i robi u pracodawcy dokładnie to samo, co dotychczas. Dostaje emeryturę i pobiera wynagrodzenie, a płaci składki niższe niż wcześniej. Nie jest wyjątkiem. Raczej dosyć typowym przypadkiem.

Reklama

Jak wynika ze struktury osób, które składały wniosek na podstawie ustawy obniżającej wiek emerytalny, do końca grudnia 2017 r. 172 tys. z nich było aktywnych zawodowo. Jeśli zestawimy tę liczbę z danymi ZUS o emerytach opłacających składki emerytalne, rentowe i zdrowotne na koniec roku, okazuje się, że w 2017 r. - głównie w jego drugiej połowie - przybyło 93,5 tys. emerytów aktywnych zawodowo. To pracujący na etacie lub samozatrudnieni.

Po doliczeniu pracujących, którzy mimo uprawnień nie pobrali emerytury, daje nam to 147 tys. osób. Czyli 85 proc. tych, którzy pracowali przed wystąpieniem o emeryturę. Stąd uprawniony jest wniosek, że większość aktywnych zawodowo uprawnionych do obniżonej emerytury, nawet jeśli wystąpiła o emeryturę, potem wróciła do pracy. Te zbiory nie muszą się do końca pokrywać, bo część pracujących emerytów ze statystyk ZUS mogą stanowić osoby, które np. emeryturę otrzymały rok czy dwa lata wcześniej i zaczęły pracować w zeszłym roku. Jednak, jak wynika z naszych rozmów z ZUS, to zapewne mniejszość.

- Dane pokazują, że nie został zrealizowany podstawowy cel rządzących, czyli umożliwienie ludziom wcześniejszego odejścia z rynku pracy. Zaoferowano niskie emerytury. Ludzie je wzięli, ocenili, że z tego się nie da wyżyć, i pracują dalej – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.

Efekt obniżenia wieku emerytalnego dla finansów publicznych to wydatki większe o 10 mld zł, choć duża liczba pracujących emerytów nadal zasila ZUS składkami. O ile jednak zatrudnieni na etat płacą składkę emerytalno-rentową obowiązkowo, to samozatrudnieni obowiązkowo płacą tylko zdrowotną. Pozostałe są dobrowolne.

To, że emeryci chętniej dorabiają, nie dziwi ekspertów. Na rynku pracy mamy obecnie duży popyt na pracowników. Skalę problemu z ich pozyskiwaniem można ocenić po liczbie wakatów. Według opublikowanych w piątek danych GUS liczba wolnych miejsc pracy wynosiła w IV kwartale 381 tys. i była o prawie 20 proc. większa niż rok wcześniej.

Reklama

To oznacza wzrost napięcia na rynku pracy, bo na koniec III kwartału - a więc u progu zmian w systemie emerytalnym – liczba wakatów była większa o około 10 proc., porównując z III kwartałem 2016 r. Taka sytuacja dodatkowo mogła zdeterminować pracodawców do zatrzymywania w pracy osób nabywających uprawnienia emerytalne.

Duży popyt na pracę ogranicza negatywne skutki obniżenia wieku emerytalnego, ale jednak nie niweluje ich do końca. Z tych samych danych (czyli badania aktywności zawodowej BAEL) wynika, że w IV kwartale wzrosła liczba osób biernych zawodowo z powodu przejścia na emeryturę. I to zauważalnie. Na koniec roku bierni zawodowo emeryci stanowili grupę niemal 7 mln osób. Była ona o 2,2 proc. większa w porównaniu z kwartałem wcześniej i aż o 4,5 proc. względem końca 2016 r. I był to największy procentowo wzrost liczby nieaktywnych zawodowo w podziale na przyczyny bierności. W ciągu IV kwartału liczba biernych zawodowo ze względu na przejście na emeryturę wzrosła o 150 tys. W porównaniu z rokiem wcześniej różnica wyniosła niemal 300 tys. Tylko przechodzenie na emeryturę oraz obowiązki związane z prowadzeniem domu były powodami, dla których ludzie porzucali pracę. Bo ogólna liczba biernych zawodowo na koniec 2017 r. była mniejsza niż rok wcześniej.

- Gdyby utrzymano dalsze wydłużanie wieku emerytalnego, to część osób, która się jednak z rynku wycofała, nie uczyniłaby tego. Jednak obniżenie wieku emerytalnego uszło rządowi na sucho, i to w kilku aspektach – mówi Łukasz Kozłowski. Jego zdaniem łączenie emerytury z pracą przez część emerytów – co ogranicza negatywny efekt obniżenia wieku - to tylko jeden z nich. Inny to wzrost wpływów ze składek na ZUS.