Zachowanie obecnych zasad waloryzacji składek zgromadzonych na koncie emerytalnym może spowodować, że w przyszłości wysokość minimalnej emerytury będzie systematycznie spadać w porównaniu do przeciętnego wynagrodzenia.
Podniesienie wieku emerytalnego miało być sposobem na zwiększenie wysokości emerytur. Okazuje się jednak, że docelowo, w bardzo długim okresie, wiek przechodzenia na emeryturę nie ma znaczenia z punktu widzenia finansowego zbilansowania systemu. Jeśli ubezpieczeni w zreformowanym systemie emerytalnym będą wcześniej kończyć aktywność zawodową, to ich świadczenie wypłacane będzie niższe. Taka prawidłowość wynika z faktu, że zgromadzony kapitał będzie dzielony przez większą liczbę lat dalszego trwania życia. Tym samym mniej pieniędzy ZUS przeznaczy na wypłatę. Tak wynika z raportu „Wiek przejścia na emeryturę, staż składkowy i wysokość emerytur w zreformowanym systemie emerytalnym w Polsce” przygotowanego przez Biuro Polityki Społecznej Kancelarii Prezydenta RP.
– Raport przedstawiony w czasie spotkania w Pałacu Prezydenckim obnaża wady obecnie obowiązującego systemu – zauważa Wiesława Taranowska, wiceprzewodnicząca OPZZ, członek Rady Nadzorczej ZUS.
Reklama
Rząd przekonując Polaków do dłuższej aktywności zawodowej, twierdził, że inne kraje Unii Europejskiej także zdecydowały się na pracę do 67. roku życia. Prezydencki raport ujawnia, że umieralność osób w starszym wieku jest w Polsce znacząco wyższa niż w wielu innych krajach europejskich. Dla osób w wieku 60 lat oczekiwana długość życia wynosi obecnie w Polsce 22 lata, w Niemczech – 24 lata, a we Francji 26 lat. Z danych dotyczących nie tylko umieralności, ale i zachorowalności wynika, że mężczyzna w wieku 50 lat ma obecnie przeciętnie przed sobą 15 i pół roku życia w zdrowiu i pełnej sprawności (dla porównania: we Francji prawie 19 lat, ale w Niemczech tylko 14 i pół roku), przeciętna kobieta ponad 17 lat (20 we Francji i 15 w Niemczech). Można więc uznać, że faktycznie Polacy pracują dłużej niż pozostali mieszkańcy UE, bowiem krócej żyją.
Reklama
Związkowcy mają wątpliwości dotyczące zmian zasad korzystania z emerytur częściowych. Obecnie prawo do takiego świadczenia mają mężczyźni w wieku 65 lat mający co najmniej 40 lat okresów składkowych i nieskładkowych. Natomiast Trybunał Konstytucyjny zakwestionował prawo kobiet do takiej formy wcześniejszej emerytury w wieku 62 lat, jeśli zainteresowana ma co najmniej 35 lat okresów składkowych i nieskładkowych. Sędziowie zakwestionowali te przepisy z uwagi na ich bezterminowy charakter i brak harmonizacji z procesem zrównywania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Zdaniem urzędników prezydenckich przepisy te będą musiały być zmienione tak, aby zarówno próg wieku uprawniającego do wcześniejszej emerytury oraz wymogi długości osiągniętego stażu ubezpieczeniowego zostały stopniowo zrównane i zharmonizowane ze stopniowym podnoszeniem wieku emerytalnego. Najprawdopodobniej będzie to docelowo 40 lat stażu i 65 lat dla obu płci.
– Nie zgodzimy się jednak na ograniczenia zatrudnienia tej grupy osób – dodaje Wiesława Taranowska.
Eksperci zwracają uwagę, że raport przygotowany przez Biuro Polityki Społecznej nie służy przywróceniu starego systemu emerytalnego, w którym wysokość świadczenia była zwiększana o część socjalną uzależnioną od przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej w konkretnym roku.
– Od kilku miesięcy trwa ofensywa informacyjna, żeby przekonać Polaków do konieczności dodatkowego oszczędzania. Skoro bowiem przyszłe emerytury mają być tak dramatycznie niskie, to trzeba wprowadzić obowiązkowe oszczędzanie w pracowniczych programach emerytalnych. Takie rozwiązanie może się jednak okazać bardzo niebezpieczne dla firm, bowiem w sposób znaczny zwiększy koszty pracy – zauważa prof. Leokadia Oręziak z Katedry Finansów Międzynarodowych Szkoły Głównej Handlowej. Na takie rozwiązanie nie zgodzą się pracodawcy.
Raport zakłada także, że stopy zastąpienia emerytur (czyli proporcja między emeryturą a uprzednimi zarobkami przy pewnej określonej liczbie lat płacenia składek) będą stopniowo spadać. Ta obniżka wynikać będzie z jednej strony z przewidywanego w przyszłości stałego wzrostu oczekiwanej długości życia osób w starszym wieku, a więc wzrostu liczby, przez którą dzieli się uzbierany kapitał składkowy dla obliczenia wysokości świadczenia w momencie przejścia na emeryturę. Z drugiej zaś ze spadkowej tendencji wskaźników stosowanych do waloryzacji kapitału składkowego, czyli tempa wzrostu funduszu wynagrodzeń osób ubezpieczonych w ZUS oraz tempa wzrostu PKB. W skrajnym przypadku stopa zastąpienia może spaść do 20 proc.
Z takimi szacunkami nie zgadza się Maciej Rogala, niezależny ekspert rynku ubezpieczeń emerytalnych.
– Nie można dzisiaj odpowiedzialnie stwierdzić, że za kilka lat osoby mające duży staż pracy nie będą mogły wypracować emerytury minimalnej i będą musiały korzystać z pomocy społecznej. Nadal bowiem w Polsce obowiązuje konstytucyjna zasada, że osoby mające wymagany staż mają prawo do emerytury minimalnej – zauważa Maciej Rogala. – Co więcej, obowiązuje nasz kraj konwencja MOP, która musi być przestrzegana.
Jednocześnie dodaje, że najniższą stopę zastąpienia w stosunku do emerytur będą mieć osoby najwięcej zarabiające, a nie te otrzymujące płacę minimalną. Najbogatsi bowiem płacą składki tylko do wysokości 250 proc. prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia.
– I właśnie z tego powodu należy bardzo ostrożnie podejść do prezentowanych wyliczeń. Tym bardziej że pojawiają się w czasie kampanii prezydenckiej – dodaje Maciej Rogala.

CZYTAJ WIĘCEJ: Emerytura nie będzie chronić przed ubóstwem. Związkowcy zszokowani wyliczeniami >>>