Bezpośrednią przyczyną zapowiadanych akcji protestacyjnych są nowe zasady pracy w szkołach wprowadzane w niektórych regionach Hiszpanii. Samorządy finansujące szkoły zwalniają pomoc nauczycielską i wydłużają godziny nauczania.
W rejonie Madrytu zwalnianych jest około 3 tysięcy nauczycieli pomocniczych, a nauczycielom zostającym w szkołach wydłuża się pensum do 20 zamiast obecnych 18 godzin dydaktycznych (pełny tydzień pracy nauczyciela to 37,5 godz.). Regionalne władze chcą w ten sposób zaoszczędzić 80 mln euro.
Według nauczycieli oznacza to zwiększenie liczby uczniów w klasach i mniej czasu dla poszczególnych uczniów, a w rezultacie słabsze wyniki nauczania.
"Dzisiejsze cięcia to jutrzejsza słaba jakość edukacji - powiedział przywódca nauczycielskiego związku zawodowego Eliseo Moreno. - Ale nie chodzi o to najbliższe jutro, czy w 2013 czy 2014 roku, lecz w 2020 i 2021 roku. To, co dzisiaj zrobimy źle, wróci do nas wtedy w jeszcze gorszej postaci".
Moreno mówił o tym po przedstawieniu niezachęcających statystyk na temat szkolnictwa w Hiszpanii, gdzie szkoły nie kończy około 30 procent uczniów.
>>>Sprawdź, jak z edukacją radzą sobie polskie samorządy
Związki zawodowe ogłosiły dniami strajków i demonstracji 14 września oraz 20 i 22 października. 14 września w Madrycie rozpoczyna się rok szkolny w szkołach publicznych i tego dnia ma się odbyć strajk. Na 22 października zapowiedziano "wielki marsz protestu".
"Nie chodzi nam o krótszy tydzień pracy, lecz o więcej nauczycieli, o tych, których nam zabierają" - powiedziała dziennikowi "El Pais" nauczycielka języka hiszpańskiego ze szkoły pod Madrytem Olga Gonzalez.
Nauczyciele z Madrytu, regionów Galicii, Kastylii-La Mancha, Nawarry i Katalonii zapowiedzieli, że do końca roku podejmą sporadyczne strajki, jeśli sytuacja się nie poprawi.