Propozycja ma zawierać rozwiązania motywujące banki, by same porozumiały się z frankowiczami i zaproponowały im ofertę przewalutowania kredytów.

Słowo się rzekło

Andrzej Duda chce dotrzymać kampanijnej obietnicy, ale jego dotychczasowe propozycje były zbyt kosztowne dla sektora bankowego. Ostatecznie w Sejmie znalazł się jeden projekt dotyczący zwrotu niesłusznie pobranych spreadów walutowych. Jednak rząd i Narodowy Bank Polski chciałyby, żeby prezydent się z niego wycofał, ponieważ uważają, że też jest zbyt drogi.
Poza tym argumentują, że pomoc dostaliby nie tylko mający duże problemy ze spłacaniem kredytów, lecz także osoby dobrze sytuowane i te, które już spłaciły długi. W zależności od wariantu zwrot spreadów może kosztować banki od 4 do 9 mld zł. Nowa ustawa miałaby być alternatywą dla ustawy antyspreadowej.
Reklama
Jednak Kancelaria Prezydenta jest temu przeciwna. Wiceszef kancelarii Paweł Mucha w niedawnym wywiadzie dla DGP mówił, że projekt nie będzie wycofany, i to stanowisko jest podtrzymane. Prezydenccy urzędnicy uważają, że przewalutowanie i oddanie spreadów to dwie osobne sprawy i oddanie przez banki zbyt wysokich prowizji pobranych od sprzedaży jest naprawieniem niesprawiedliwości. Dlatego możliwy jest wariant, że Sejm będzie pracował nad dwiema ustawami prezydenta, ale ta dotycząca spreadów nie zostanie uchwalona.
Reklama

Nowy projekt ustawy zakłada powołanie przy Funduszu Wsparcia Kredytobiorców subfunduszu, z którego będzie finansowana restrukturyzacja kredytów walutowych. Dziś fundusz pomaga wszystkim, którzy mają kredyt hipoteczny (bez znaczenia, czy w złotych, czy we frankach) i kłopoty z jego spłatą. Banki miałyby się dodatkowo zrzucić na nowy subfundusz pomocy dla walutowych kredytobiorców.

Banki zapłacą nową składkę

W pracach nad projektem autorzy musieli rozstrzygnąć kilka wątpliwości, które będą mieć kluczowy wpływ na koszt nowych rozwiązań.
Pierwszym dylematem, z jakim się mierzyli, był sposób wyliczenia składki na subfundusz. Zastanawiano się, co miałoby być jej podstawą – czy tylko ta część portfela mieszkaniowych kredytów walutowych, która się psuje. Teoretycznie to rozsądny pomysł, bo koszty rozwiązania problemu ponosiłyby przede wszystkim te banki, które wcześniej nie wykazały należytej ostrożności przy udzielaniu kredytów. Z dużym prawdopodobieństwem można byłoby przyjąć, że będą adresować finansowaną przez siebie pomoc bezpośrednio do osób, które mają największe kłopoty.
Ale dużym minusem byłby stosunkowo mały zasób środków, jaki zostałby przeznaczony na wsparcie frankowiczów. Według danych NBP niespłacane walutowe kredyty mieszkaniowe na koniec maja warte były ok. 5,1 mld zł. Przy 0,5-proc. składce kwartalnej do subfunduszu trafiałoby więc niewiele ponad 100 mln zł rocznie.
Dlatego zdecydowano się na wariant, w którym składka będzie naliczana od całej puli kredytów. Wiadomo, że nie powinna przekraczać 0,5 proc. ich wartości. Ile ostatecznie będzie wynosić, ma ustalać rada funduszu po uwzględnieniu rekomendacji Komitetu Stabilności Finansów. Kwartalny cykl pobierania ustalono po to, żeby nie obciążać całą roczną składką wyników I kwartału – wiele banków wykazałoby zapewne stratę w pierwszych trzech miesiącach roku. W sumie maksymalne roczne koszty stworzenia subfunduszu (składka 2 proc. kredytów walutowych) oznaczałyby obciążenie banków kwotą mniej więcej 3 mld zł.

Trwa ładowanie wpisu

Nadzór wskaże, komu pomóc

Drugim pytaniem, nad którym zastanawiali się autorzy projektu, było: jak zmotywować banki do restrukturyzacji kredytów walutowych? Ustalili, że bank będzie mógł wykorzystać składki wpłacane do specjalnego subfunduszu na pomoc swoim klientom tylko przez pewien czas. Potem pieniądze zostaną przekazane do wspólnego worka i będą mogły z nich korzystać również inne banki, by pomóc swoim klientom.
Jedna z koncepcji zakładała, że bank miałby rok na restrukturyzację. Ostatecznie uznano, że to za długo i bankowcy muszą w pół roku zdążyć z przygotowaniem na tyle atrakcyjnej oferty, by klienci chcieli z niej skorzystać.
Trzecie pytanie dotyczyło tego, kto mógłby korzystać z pomocy. Teoretycznie banki miałyby mieć swobodę w ustalaniu zasad. Ale mogłoby to się skończyć tym, że kierowałyby swoją ofertę do wybranych grup klientów, niekoniecznie tych, którzy potrzebują pomocy. Stąd pomysł, by narzucić im kierunek działania. Co prawda nie zdecydowano się na wprowadzenie odpowiedniego przepisu od razu do projektu ustawy, ale zaznaczono, że tych, którzy będą mogli korzystać z pomocy, będzie wskazywała Komisja Nadzoru Finansowego w swoich rekomendacjach.

Fundusz zwiększy wsparcie kredytobiorców

Wprowadzeniu nowych rozwiązań dla frankowiczów ma towarzyszyć nowelizacja zasad działania całego Funduszu Wspierania Kredytobiorców. Dziś finansuje on pomoc dla wszystkich, którzy mają kredyt hipoteczny i kłopoty z jego spłatą. Waluta kredytu nie ma znaczenia. Po spełnieniu warunków (m.in. bezrobocie i odpowiednio niskie dochody) zadłużony może podpisać ze swoim bankiem umowę, na podstawie której przez maksymalnie półtora roku będzie otrzymywał z funduszu dopłatę do swoich rat. Maksymalna wielkość pomocy to 1500 zł miesięcznie. Po dwóch latach od zakończenia udzielania pomocy kredytobiorca musi zacząć ją zwracać. Ma na to osiem lat, jego dług wobec funduszu jest spłacany w równych nieoprocentowanych ratach.
Fundusz w dzisiejszej formule nie cieszy się zbyt dużym zainteresowaniem. Od początku swojej działalności wsparł 596 osób za łącznie 13,3 mln zł. Choć mógłby zrobić znacznie więcej, bo obecnie dysponuje wolnymi środkami o wartości niemal 600 mln zł. Dlatego miałyby się zmienić zasady jego działania. Maksymalna dopłata do raty wzrosłaby z 1500 zł do 2000 zł. Rozważane jest też wydłużenie okresu spłaty udzielonej pomocy z 8 do 10 lat. Przy czym jeśli korzystający z pomocy spłaciłby w terminie 100 rat, to pozostałe 20 zostałyby mu umorzone.