Oficjalnie resort finansów zapewnia, że niczego nie nakaże. "To jest tylko program, mający na celu zachęcić Polaków do korzystania z elektronicznych form płatności. To nie będzie w żaden sposób narzucone w formie formalnej ustawy" - zapewniają Fakt urzędnicy z biura prasowego resortu. Tyle, że po wczytaniu się w treści programu, wcale tej "dobrowolności" nie widać.
Do końca 2013 roku w państwowych urzędach mają bowiem zostać zlikwidowane kasy. Wszelkie podatki czy inne zobowiązania zapłacimy tylko przelewem albo kartą płatniczą. Czyli oficjalnie ustawowego zakazu używania gotówki nie będzie, ale zniknie taka możliwość. Podobnie ma się stać ze stypendiami i zapomogami socjalnymi. Dziś wypłacane są także w gotówce, a mają być tylko przelewane na konta lub tzw. karty przedpłacone.
Na konta mają trafić też emerytury. Wszystko dlatego, bo przygotowanie wypłat gotówkowych kosztuje ZUS około 300 milionów rocznie. Resort przekonuje, że zachęci banki, by wzięły udział w programie i stworzyły darmowe konta dla najbiedniejszych. Co gorsza, rządowe plany zakładają także, że tylko przelewami będziemy płacić także rachunki za prąd, wodę, telefon czy gaz. Władza chce, by już za 2 lata połowa wszystkich płatności w kraju była bezgotówkowa, dziś to niecałe 9 procent transakcji.
Opozycja i ekonomiści nie zostawiają na tym programie suchej nitki. "To uszczęśliwianie ludzi na siłę. Ci, co chcieli mieć emerytury przelewane na konto, już się z takim wnioskiem zwrócili" - krytykuje pomysł rządu poseł PiS Adam Rogacki z sejmowej komisji administracji. "Być może to lepsze rozwiązanie, ale nie ma sensu nikogo do tego zmuszać. To zrzucanie kosztów na społeczeństwo, gdyż w ten sposób wchodzą inne opłaty, np. bankowe. To niepotrzebny zabieg i tylko kolejny kłopot dla obywateli" - wtóruje Marek Zuber, ekonomista.
Nowych rozwiązań broni poseł PO Jacek Krupa. "Wprowadzenie takiego rozwiązania następowałoby drogą ewolucyjną, ludzie mieliby czas na przestawienie się i przekonanie do takiego rozwiązania" -tłumaczy.