Sytuacja na rynku jest bezsprzecznie najlepsza od ponad ćwierć wieku. Chociaż bez pracy wciąż pozostaje więcej niż 1,13 mln osób, to stopa bezrobocia jest rekordowo niska i wszystko wskazuje na to, że w kolejnych miesiącach jeszcze się obniży. Poprawa sytuacji jest na tyle duża, że widać ją wyraźnie nawet w rejonach dotkniętych wysokim, strukturalnym bezrobociem.
Z Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności wynika, że w ciągu ubiegłego roku odsetek osób bez pracy spadł w 14 województwach. W całym kraju stopa bezrobocia – liczona jako procent osób aktywnych zawodowo – obniżyła się w IV kw. ub.r. do 4,5 proc. - Na pozór nie ma w tym nic interesującego, ponieważ do spadków zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Tym razem jednak wydaje się, że trend zaczął wyhamowywać – zwracają uwagę analitycy Banku Handlowego. Jako dowód przytaczają statystyki GUS, z których wynika, że w ostatnich trzech miesiącach ubiegłego roku spadek bezrobocia wyniósł 1 pkt proc. r./r., podczas gdy w III kw. było to 1,2 pkt proc., a między styczniem i końcem marca 2017 r. nawet 1,7 pkt proc.
Ekonomiści podkreślają, że gdyby nie zmniejszenie aktywności zawodowej pod koniec 2017 r. (które należy złożyć na karb obniżki wieku emerytalnego), to spadek odsetka osób bez pracy wyniósłby nie więcej niż 0,8 pkt proc.
Z tego można wyciągnąć wniosek, że chociaż pole do dalszego spadku wciąż istnieje, to wydaje się coraz mniejsze. Dlatego dobrą informacją jest to, że sytuacja osób bez pracy poprawiła się także w regionach, gdzie od lat liczba bezrobotnych znacząco przewyższała średnią dla całego kraju.
Ze statystyk BAEL wynika, że najwyższy odsetek osób bez zatrudnienia był w IV kw. w województwach: lubelskim (7,9 proc.), świętokrzyskim (7,5 proc.), podkarpackim (7,3 proc.) i warmińsko-mazurskim (7 proc.). To regiony, gdzie od lat statystyki rynku pracy były najgorsze. Jednak, jak pokazują wyliczenia ekspertów GUS, w ciągu ubiegłego roku sytuacja znacząco się tam poprawiła. Wyjątkiem była Lubelszczyzna, gdzie bezrobocie zwiększyło się o 1 pkt proc.
Co ciekawe, na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy liderem, jeśli chodzi o niskie bezrobocie, zostało Pomorze Zachodnie. Tam odsetek osób bez pracy zmniejszył się najmocniej w skali kraju (aż o 3,4 pkt proc.) i wynosi zaledwie 2,9 proc.
Regionowi pomaga oczywiście bliskość Niemiec. Tam koniunktura gospodarcza jest najlepsza od wybuchu kryzysu, firmy, szczególnie z sektora przemysłowego, też coraz częściej raportują brak rąk do pracy. Płace zaś są zdecydowanie wyższe niż w Polsce, co dla wielu osób jest najsilniejszym magnesem. Dzięki bliskości geograficznej wiele osób znajdujących zatrudnienie za zachodnią granicą nie musi nawet zmieniać miejsca zamieszkania. Dodatkowo to w woj. zachodniopomorskim w ostatnich dwóch latach swoje międzynarodowe centra logistyczne otworzyli tacy giganci, jak Zalando czy Amazon, dzięki czemu powstały tysiące nowych miejsc pracy.
Na mapie województw na wyróżnienie zasługuje także region kujawsko-pomorski – rok temu z bezrobociem istotnie powyżej średniej krajowej, a w ciągu kolejnych 12 miesięcy z jego spadkiem o więcej niż 2 pkt proc.
Choć na poziomie województw podziały na rynku pracy powoli się zasypują, z perspektywy powiatów wciąż zdarzają się wielkie różnice. Są obszary, gdzie stopa bezrobocia jest dwucyfrowa, a na drugim biegunie są miejsca, gdzie już właściwie bezrobotnych nie ma (to m.in. największe miasta czy powiaty, gdzie swoje magazyny, zakłady, fabryki pootwierały duże koncerny).
Pozytywnego obrazu rynku dopełnia sytuacja długotrwale bezrobotnych czy osób młodych szukających zajęcia.
W przypadku pozostających bez pracy powyżej roku aktywizacja jest najtrudniejsza, bo często nie wystarczy takiej osobie znaleźć pracodawcę. Nierzadko wymaga ona także opieki psychologicznej i zupełnie innego typu motywacji.
Patrząc na historyczne statystyki, długotrwale bezrobotni niemal zawsze byli największą bolączką naszego rynku pracy. Jednak ostatnie lata także na tym polu przyniosły wyraźną poprawę.
Jeszcze dekadę temu długotrwale bezrobotnych było niemal 1,1 mln, zaś z ubiegłorocznych statystyk urzędów pracy wynika, że jest ich już o prawie pół miliona mniej.
Znacząco poprawiła się także sytuacja osób młodych. W 2007 r. 333 tys. Polaków do 25. roku życia nie miało zajęcia. Na koniec 2017 r. ich liczba zmalała do nieco ponad 134 tys.
Tylko w ubiegłym roku z zestawień pośredniaków zniknął co piąty długotrwale bezrobotny i co czwarty młody. Obie grupy od lat otoczone są szczególną opieką państwa. Co roku wydaje ono ze środków zarówno budżetowych, jak i europejskich setki milionów złotych na aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu.
Nieco słabsza dynamika wzrostu zatrudnienia w gospodarce, którą obserwowaliśmy w końcówce ubiegłego roku, nie jest jeszcze powodem, aby bić na alarm. Ekonomiści zwracają uwagę, że popyt na pracowników wciąż jest duży i nadal się zwiększa. Aby za tym jednak poszły wskaźniki zatrudnienia, konieczne jest odpowiednie dopasowanie kompetencji do oczekiwań pracodawców.
To problem, bo zaczęły się one rozjeżdżać i rośnie odsetek firm, które raportują, że nieobsadzone wakaty rosną u nich z powodu braku rąk do pracy o odpowiednich kwalifikacjach. Między innymi dlatego w IV kw. 2017 r. przeciętny czas poszukiwania pracy to 10,7 miesiąca, czyli tyle samo, ile rok wcześniej. Pozytywną informacją jest to, że w porównaniu z sytuacją sprzed dwóch lat skrócił się o ponad miesiąc.
ROZMOWA
I znów rewolucja przemysłowa
Dlaczego w sektorze przedsiębiorstw zatrudnienie rośnie szybciej niż w całej gospodarce?
Łukasz Kozłowski ekspert ekonomiczny Pracodawców RP: Rzeczywiście, dane z Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności i tego, co raportuje GUS z firm zatrudniających co najmniej dziewięć osób, wskazują, że mamy rozbieżność dotyczącą tego, jak wygląda dynamika zatrudnienia w Polsce. To pewnie wynika z tego, że w statystykach BAEL słabo widoczni są – chociaż odgrywają coraz większą rolę na polskim rynku pracy – cudzoziemcy, szczególnie imigranci z Ukrainy. Z drugiej jednak strony mamy do czynienia też z pewną strukturalną zmianą na naszym rynku pracy i tym, że zatrudnienie przenosi się w większym stopniu do przedsiębiorstw, np. do sektora przemysłowego.
Jednym z dowodów na przemiany na rynku pracy jest postępujący spadek pracujących w rolnictwie?
Z moich szacunków na podstawie danych BAEL wynika, że w IV kw. ub.r. mieliśmy po raz pierwszy w historii do czynienia ze spadkiem poniżej 10 proc. odsetka pracujących Polaków, którzy są zatrudnieni w rolnictwie. Tutaj oczywiście pomogła sezonowość związana z tym, że zazwyczaj pod koniec roku, w miesiącach jesienno-zimowych, zatrudnienie w rolnictwie obniża się. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to największy, najgwałtowniejszy spadek od IV kw. 2008 r. To kolejny dowód na strukturalne zmiany zachodzące na naszym rynku pracy, a liczba pracujących w rolnictwie zmniejsza się, chociaż zatrudnienie tam jest „konserwowane” przez preferencje, jakie daje ubezpieczonym KRUS. Mamy więc ewidentnie przyspieszenie tych przemian, do pewnego stopnia wskazujące na opóźnienie naszej „rewolucji przemysłowej”. Z dziesięciokrotnie mniej produktywnego rolnictwa ludzie przechodzą do pracy w przemyśle czy usługach. To jest na pewno pozytywna zmiana, która świadczy też o rezerwie, jaką wciąż ma polski rynek pracy. Nasza populacja w wieku produkcyjnym będzie się kurczyła, mamy wciąż dużą grupę osób biernych zawodowo, ale wśród już mających zatrudnienie istnieje rezerwa osób, które będą przepływały do branż posiadających większy udział w wartości dodanej.
Osoby odchodzące z pracy w rolnictwie trafiają do sektora przemysłowego czy do usług?
Myślę, że to głównie jest przemysł. Tam widać wciąż istotnie rosnące zatrudnienie, jeśli popatrzymy na sektor przedsiębiorstw zatrudniający powyżej dziewięciu pracowników. To jest około jednej trzeciej naszego rynku pracy. Przemysł ma zaś najwyższą dynamikę wzrostu zatrudnienia. Ona kiedyś była kilkakrotnie wyższa niż w usługach. Te różnice się zawęziły, ale przemysł wciąż góruje.