Z danych GUS wynika, że zwolnienia objęły pracowników różnych branż. To m.in. dlatego zatrudnienie w budownictwie zmniejszyło się w ubiegłym roku o 42 tys., w energetyce o 8 tys., w firmach produkujących komputery, wyroby elektroniczne i optyczne o 5 tys., w przemyśle spożywczym o 4 tys., a w hutnictwie o 2 tys.
Pracę tracili także pracownicy m.in. firm ubezpieczeniowych, telekomunikacyjnych i banków. – To przede wszystkim efekt dołka koniunktury z pierwszej połowy ubiegłego roku – ocenia Piotr Bujak, główny ekonomista Nordea Banku.
Mieliśmy wtedy do czynienia z niskim popytem krajowym, który zmuszał przedsiębiorstwa do redukcji kosztów. Wiele firm obniżało je poprzez restrukturyzację zatrudnienia. Równocześnie w pierwszej połowie roku 2013 upadły 454 firmy, czyli o 7 proc. więcej niż w tym samym okresie roku poprzedniego. Ich pracownicy trafiali często na bruk.
Zdaniem ekspertów w tym roku będzie lepiej. Bo dołek koniunktury gospodarczej mamy już za sobą. Potwierdza to statystyka. Po wzroście PKB w I kw. 2013 r. o zaledwie 0,5 proc., a w II kw. o 0,8 proc., w III kw. gospodarka urosła już o 1,9 proc. Natomiast w IV kw. PKB mógł się zwiększyć o 2,3 proc. – szacują analitycy. – Choć gospodarka przyspiesza, to nie można się jednak spodziewać znaczącej poprawy na rynku pracy– twierdzi Karolina Sędzimir, ekonomista PKO BP.
Dodaje, że wprawdzie przedsiębiorstwa będą ograniczać zwolnienia, to jednak nadal będą tworzyć stosunkowo mało miejsc pracy. – Przede wszystkim dlatego, że nawet po restrukturyzacji zatrudnienia wiele firm ma wciąż niewykorzystane możliwości produkcyjne, które będą uruchamiane wraz ze wzrostem zapotrzebowania na ich produkty – wyjaśnia Sędzimir. Ponadto przedsiębiorcy zamiast tworzyć nowe etaty, będą dążyć do zwiększenia wydajności pracy pracowników.
W rezultacie bezrobocie będzie nadal wysokie – w prognozach instytutów badawczych i ekspertów przewiduje się, że w końcu tego roku stopa bezrobocia rejestrowanego utrzyma się na poziomie ponad 13 proc., czyli takim jak w dwóch poprzednich latach.