Skończyłeś wreszcie studia i bardziej niż tlenu potrzebujesz pracy. Szukasz, rozglądasz się, wysyłasz CV – przecież musi się znaleźć ktoś, kto będzie szczęśliwy, mogąc zatrudnić takiego orła jak ty. Z dumnym i błyszczącym nowością tytułem „mgr” przed nazwiskiem. Ale jakoś tak się składa, że nikt nie potrzebuje dobrze wyedukowanego dyrektora. Ostatnia nadzieja w internetowych pośredniakach pracy.
Zanim jednak wybierzesz sobie coś z listy podsuwanej skwapliwie przez portale, dobrze się zastanów. Może lepiej zapożyczyć się na tani przelot do Irlandii. Bo jeśli nie masz kochającego wujka mocno zaczepionego w Platformie albo stryjka będącego prezesem państwowej spółki, każda praca, jaką uda ci się dostać, będzie kiepska. Mówiąc wprost: tak kiepska, że po dwóch dniach pozazdrościsz fuchy babci klozetowej na dworcu kolejowym Warszawa Gdańska. Jej – babci – największym problemem jest to, że pod ziemią nie odbiera komórka i tnie się internet. Twoim będzie nieustanna jazda po sinusoidzie letalnych emocji: albo będziesz chciał kogoś zamordować, albo samemu umrzeć. Przygotowaliśmy dla ciebie krótki przewodnik po dostępnych dla młodych ludzi zajęciach, żeby było jasne, czego się możesz spodziewać. Kolejność przypadkowa, bo trudno zdecydować, co jest najgorsze. Umówmy się: każda z tych robót to zgroza. Którąkolwiek weźmiesz, będziesz żałować.

1. Pracownik call center

Zanim pójdziesz pierwszego dnia do roboty, kup penaten na odparzone pośladki, kilka litrów napoju energetycznego (żeby nie zasnąć przez 14 godzin dniówki), które będziesz przegryzał tabletkami uspokajającymi. Będzie ci to potrzebne, bo zanim wrzask dobiegający ze słuchawki typu: „K...wa, wy j...ni złodzieje, będziecie rzygać krwią”, przestaniesz brać do siebie, minie trochę czasu. Wtedy zresztą będziesz potrzebować troskliwej pomocy psychiatry. Bo znienawidzisz ludzi, zwłaszcza starszych, którym trzeba po dwie godziny tłumaczyć najprostsze rzeczy – np. że karta do telewizji satelitarnej nie ma nic wspólnego z układaniem pasjansów. Jeszcze bardziej będziesz nie cierpieć gości typu Wesoły Bolek, którzy po paru browcach dzwonią na infolinię, żeby się zabawić twoim kosztem. I porozmawiać o seksie. A ty musisz odpowiadać stanowczo, lecz grzecznie. Jeden wybuch i już dostajesz po premii. Zaleta tej roboty: ograniczysz znacznie rachunki za komórkę, bo sama myśl o tym, że masz porozmawiać z kimś przez telefon, będzie napełniać cię obrzydzeniem.
Reklama

2. Telemarketer sprzedawca

Tutaj nie tylko siedzisz na słuchawce i pozwalasz obrażać się klientom, musisz im jeszcze coś sprzedać. Najłatwiej schodzą wszelkie produkty związane ze zdrowiem, dietą i seksem. „Dzień dobry panu, chciałabym zaproponować nasz kanał rozrywkowy. Co panu najbardziej odpowiada: nimfetki czy dominy?” – większość facetów po 35. roku życia się na to bierze. Kobietom najlepiej wciskać diety (do 40. roku życia) oraz garnki (do lat 98, potem zainteresowanie czymkolwiek raptownie spada). Jeśli nie uda ci się niczego sprzedać, za cały dzień mielenia językiem i słuchania wyzwisk zarobisz 20 zł, a więc równie dobrze mógłbyś iść uczyć języka tumanów na lektoratach językowych (pod warunkiem że masz już tytuł doktora nauk). Do swojej pracy będziesz dojeżdżać trzy godziny w jedną stronę, bo położona jest na absolutnych suburbiach, w gwarze taksówkarskiej określanych jako trzecia strefa. A najgorsze jest to, że będziesz siedział obok Staśka, który w życiu nie przeczytał żadnej książki, chciałby co weekend chodzić do jakiegoś modnego klubu i zapoznawać (właśnie tak!) ładne i łatwe dziewczęta. Z drugiej strony pracuje Violetta z włosami zafarbowanymi na czarno, która robi sobie kawę w używanym tekturowym kubku z Coffee Heaven i mówi „najsamprzód”. Choć nimi gardzisz, oni zarabiają więcej od ciebie, bo mają entuzjazm i pozytywne nastawienie do pracy.

3. Traffic manager

Jeśli skusicie się, by aplikować na tę niezwykle atrakcyjną posadę, zaopatrzcie się w wygodne buty. I poddajcie się lobotomii, co pozwoli wam uśmiechać się radośnie – a tego będą od was bezwzględnie wymagać. Równie dobrze to stanowisko można by nazwać po prostu posadą gońca, gdyż głównym zadaniem będzie bieganie między działami i roznoszenie papierów. Z tą jednak różnicą, że na gońca nikt się nie wydziera, a na ciebie wszyscy będą się drzeć. Będziesz także nosić zamówione przez kogoś towary (bo gońca akurat boli głowa) i liczyć pieniądze. Jeśli rachunek nie będzie się zgadzał, zapłacisz z własnej kieszeni. Jak któryś zespół spóźni się z realizacją zadania, ty poniesiesz karę. W niektórych firmach do twoich obowiązków – bo tak rozumie to stanowisko szef – będzie także należało rozprowadzanie gości przychodzących do firmy po odpowiednich pokojach. Będziesz żałować, że nie skończyłeś informatyki, bo wówczas mógłbyś zostać traffic managerem w rzeczywistości komputerowej i twoja robota polegałaby na sporządzaniu statystyk wejść na stronę. I płaciliby ci cztery razy tyle. Ale magistrze zarządzania, sam tego chciałeś.



4. Office manager

W siermiężnej rzeczywistości (poza największymi koncernami) oznacza to, że siedzisz na recepcji i odbierasz telefony oraz odpowiadasz na e-maile. I za to ci oficjalnie płacą. Ale wymagać będą także, abyś w razie potrzeby – ale bez ekstra wynagrodzenia – potrafił zastąpić dowolnego pracownika. W wolnych chwilach prowadzisz więc księgowość, użerasz się z dostawcami, kontrolujesz inwestorów etc. I oczywiście parzysz kawę i herbatę. Musisz znać ze dwa języki obce, mieć prawo jazdy na ciężarówkę i licencję na samolot.

5. Ochroniarz, czyli cieć

Kiedyś była to posada dla intelektualistów i filozofów: siedziało się w stróżówce, czytało książki lub zapraszało kumpli na wódkę. Dziś to robota dla najbardziej zdesperowanych oraz pozbawionych poczucia wstydu. Siarą jest już to, że musisz założyć wieśniacki mundur. Jeśli postawią cię na eksponowanym miejscu w supermarkecie, możesz się spodziewać, że żaden znajomy już nigdy nie zaprosi cię na imprezę. Jeśli będziesz mieć szczęście, zamiast do sklepu trafisz do biurowca. Albo do pilnowania fabryki. Tam też nie pożyjesz ani nie pośpisz. Raz, że każdemu trzeba mówić dzień dobry (nie dotyczy to roznosicieli pizzy i tym podobnych, na nich ty możesz się powyżywać). Jeśli jest to w miarę nowoczesny obiekt, nocki będziesz spędzać, chodząc w kółko i odbijając kartę w punktach kontrolnych. Wygrasz los na loterii, jeśli postawią cię na budowie. Jest szansa, że w baraku z blachy będzie można się napić przed skończeniem pracy. Uwaga: każda kontrola kończy się odebraniem premii.

6. Rozwoziciel pizzy (chińszczyzny itp.)

Praca jeszcze gorsza od cieciowania. Mundurek, w jakim będziesz się pokazywać, jest jeszcze bardziej wieśniacki (kto je projektuje i dlaczego jeszcze nie zapadł wyrok skazujący za celowe poniżanie ludzi?). Miejsce na drabinie społecznej – kilka szczebli niżej. Czego dowodem jest choćby to, że ciecie i gońcy mają prawo na ciebie krzyczeć. Nigdy nikt z twojej pracy nie jest zadowolony: zawsze przyjedziesz za późno, jedzenie jest zimne i za drogie. Pięć razy w ciągu dnia znajdzie się klient, który nie będzie chciał zapłacić. Ze dwa razy dostaniesz po głowie i będziesz mieć szczęście, jeśli zabiorą ci tylko pizzę (chińszczyznę, kotlety), a nie skuter (rower, samochód), którym przyjechałeś. Jeśli dostaniesz złotówkę napiwku, musisz okazać wdzięczność, jeśli 5 zł, będzie trzeba pocałować dobrodzieja w rękę. Po tygodniu wymiotujesz na sam zapach pizzy (kebabu, kotleta etc.). To oznacza, że cały dzień zmagasz się z mdłościami niczym ciężarna w pierwszych miesiącach błogosławionego stanu. Zalety: nagle masz mnóstwo przyjaciół. Wprawdzie nie witają się z tobą, kiedy jesteś w pracy, ale często dzwonią. W nadziei, że załatwisz im ekstrazniżkę na pizzę (i tak dalej).

7. Kurier. Po prostu kurier

Wszystko jedno, czy twoja praca będzie polegała na rozwożeniu tego-co-trzeba samochodem, motocyklem, rowerem czy na autonogach, nie dasz rady bez wspomagaczy. Schemat jest jeden: meldujesz się w centrali (czyli zwykle na magazynie) bladym świtem, wracasz do domu po północy. Zleceń jest tyle, że nie masz czasu się wysikać i zjeść. Nie obsłużysz wszystkich, będzie po premii (albo w ogóle utną ci kasę za dniówkę). Twoją zmorą będą inni kierowcy, policja, ciecie w biurowcach. Jednak prawdziwym wrogiem staną się klienci: zwłaszcza ci na tzw. poziomie, którzy będą koniecznie chcieli przy tobie rozpakować paczkę (czy zamówienie OK, czy rzecz nieuszkodzona). Albo, co gorsza, przeczytać umowę, podkreślić flamastrem niezrozumiałe kwestie i je z tobą przedyskutować. Uważaj na psy – one się żywią twoim ciałem i strachem. Po dwóch tygodniach będziesz ludzkim zombi, będziesz myśleć tylko o spaniu.

8. Sprzedawca w sklepie

Ta robota w porównaniu z poprzednimi wydaje się synekurą. Pod warunkiem, że:
A. masz przytępiony słuch, wtedy nie oszalejesz na każdy dźwięk brzęczyka rozlegającego się za każdym razem, kiedy klient otwiera drzwi;
B. masz przytępiony węch, więc nie będziesz wymiotować za każdym razem, kiedy pojawi się śmierdzący nieprzetrawionym alkoholem interesant;
C. jesteś mistrzem (mistrzynią) w sprincie, a oprócz tego znasz kilka obezwładniających chwytów, żeby poradzić sobie ze złodziejami;
D. masz za sobą szkolenie, które pozwoli ci odróżnić podrabiane pieniądze od prawdziwych;
E. nie przeszkadza ci, kiedy ktoś na ciebie krzyczy, używając wyrazów obelżywych;
F. masz siłę słonia i zdrowy kręgosłup, żeby nie zemdleć z wycieńczenia i bólu przy dźwiganiu paczek z towarem.
A oprócz tego musisz się uśmiechać, mówić: „Dziękujemy za zakupy w naszym sklepie i zapraszamy ponownie!”, znosić końskie zaloty szefa (szefowej).



9. Kasjer(-ka) w supermarkecie

Jak wyżej. Z tym że potrzebne ci będą pampersy, ale o tym już powszechnie wiadomo.

10. Praca w sieciówce ze śmieciowym jedzeniem

Obciachowe ubranko to twój najmniejszy problem. Podobnie jak odciski na dłoniach od mopa i poparzone tłuszczem ręce. Jakoś zniesiesz tych wszystkich, którzy zamawiając hamburgera, mają minę, jakby ordynowali homara, a potem narzekają, że nie masz wydać dwóch groszy. Mobbing ze strony gówniary po zawodówce, która dochrapała się stanowiska kierownika zmiany, też można przeżyć. Ale nie to, że śmierdzisz. I już zawsze będziesz śmierdzieć jak przypalona frytkownica. Ludzie się odsuwają od ciebie w autobusie. Sympatia nie dzwoni od czasu ostatniej randki i nie odbiera telefonu. Jest jednak jeden plus tej pracy: udało ci się zrzucić 10 kilo w przeciągu miesiąca. I jesteś wegetarianinem. Prawie nic nie wydajesz na jedzenie, więc nie masz problemu, żeby dotrwać do pierwszego.

11. Świeżo upieczony prawnik na stażu

Co mówi po studiach młody prawnik do młodego prawnika w pierwszej pracy? „Hamburger, frytki i cola raz” – pewnie znacie tego suchara. Ale jeśli ominęła was kariera w którymś ze słynnych barów (przepraszam, restauracji) i trafiliście do prawdziwej kancelarii, wcale nie znaczy, że będzie lepiej. Chyba że ktoś lubi biegać z korespondencją na drugi koniec miasta (przecież szef nie wyda 10 zł na kuriera), gnać po kawę do Starbucksa oraz po jedzenie do ulubionej restauracji z sushi pana mecenasa. To w dzień. W nocy trzeba będzie posiedzieć, porządkując akta, poszukać w Lexie odpowiednich przepisów. I w ogóle – załatwić papierologię spraw, w których meritum nikt cię nie wtajemniczy. Dlatego przez pierwszy rok będziesz żyć z piętnem idioty, który nic nie rozumie.

12. Wieczny stażysta

W obojętnie jakiej firmie. Jak wyżej. Z tą różnicą, że pracujesz (parzysz kawę, obsługujesz ksero, porządkujesz dokumenty) także w wakacje i święta. Bierzesz dyżury za innych. Czasem nawet ci trochę płacą. Kiedy się buntujesz i chcesz odejść, słyszysz, że za miesiąc, dwa na pewno dostaniesz etat. Ani się obejrzysz, jak razem z najlepszą koleżanką (kumplem) w mlecznym barze świętujecie twoje trzydzieste urodziny. I przekonujecie się nawzajem, że bycie hipsterem wymaga poświęcenia.

13. Menedżer niskiego szczebla

Jest, jest! Masz wreszcie tę robotę (to co, że na umowę-zlecenie) i tytuł młodszego specjalisty. Jednak w twoim życiu niewiele się zmienia. Dalej porządkujesz dokumenty i parzysz kawę. Ale dochodzi nowy obowiązek: robisz prezentacje w PowerPoincie dla każdego wyższego szczeblem w firmie, kto ci tylko każe. Dlatego już w ogóle nie śpisz. Pijesz tanie energetyki i zagryzasz tabletkami tussipectu (na amfetamię cię nie stać).

14. Opiekun klienta w banku

Pociąga cię zapach pieniędzy, możesz spróbować odpowiedzieć na jeden z bankowych anonsów opatrzonych dopiskiem „bez doświadczenia”. Oficjalnie będziesz odpowiadać za bieżącą obsługę klientów w oddziale, pod warunkiem że ich „aktywnie pozyskasz”. W praktyce wygląda to tak, że po miesiącu rodzina, przyjaciele, bliżsi i dalsi znajomi będą w panice uciekać na twój widok. Bo każdemu z nich zdążyłeś już wcisnąć po dwie karty kredytowe, rachunek oszczędnościowy, lokatę, kredyt hipoteczny i dwie chwilówki. A to za mało, żeby wyrobić normę. Małym problemem będzie fakt, że masz na sobie okropne ubranko, które według twojego pracodawcy wpływa na kształtowanie jego pozytywnego wizerunku – wyglądasz w nim jak wolontariusz Armii Zbawienia.



15. Pracownik działu windykacyjnego

Kiedy już pogrążysz setki osób i nie ma w okolicy nikogo głupiego, żeby mu sprzedać któryś z wyjątkowych produktów finansowych proponowanych przez twoją firmę, możesz sprawdzić się w innym dziale. Warunek: absolutny brak empatii i silny rys psychopatyczny. Najłatwiej jest przez telefon: „Dzień dobry, informuję, że zalega pani z ratą hipoteczną. Jeśli nie zostanie uregulowana w ciągu trzech dni, dom zajmie komornik, tak samo jak konto bankowe. Pójdzie pani z dziećmi żebrać na ulicę. Oj, proszę nie płakać, jest szansa, że zostaną szybko zabrane do domu dziecka. Tam się stoczą, po czym dołączą do pani, żeby pomóc zarabiać na ulicy. Im szybciej spłacicie zadłużenie, tym dla wszystkich lepiej. Życzę miłego dnia i do usłyszenia”. Kiedy się wprawisz, zostaniesz dopuszczony do akcji bezpośredniej: windykowania w domu klienta. Twoje zarobki będą zależeć od tego, ile kasy uda ci się ściągnąć. W efekcie możesz zostać zamożnym człowiekiem. Ale uwaga: osobniki słabsze psychicznie lądują na oddziałach psychiatrycznych z objawami ostrej depresji. Próby samobójcze wśród początkujących windykatorów zdarzają się równie często, jak wśród dłużników.

16. Przedstawiciel handlowy/akwizytor

Robota dla mocnych w gębie i w nogach. Wszystko jedno, co sprzedajesz, musisz pamiętać o kilku podstawowych sprawach. Twój produkt jest najlepszy na świecie, dzięki niemu klient wyleczy trądzik i raka, będzie szczęśliwy i bezpieczny, tudzież wzbudzi zazdrość sąsiadów. Powtarzaj to nawet wtedy, kiedy leżysz z twarzą w błocie, a wściekły ochroniarz w biurowcu (krewki gospodarz, żul spod taniego baru) kopie cię po całym ciele. Noś przy sobie gaz pieprzowy i surowe mięso dla psów (nienawidzą domokrążców jeszcze bardziej niż listonoszy i gazowników). Jeśli wyjeżdżasz w teren, najlepiej znajdź partnera: jedna osoba zawsze siedzi w samochodzie z zapalonym silnikiem, żeby móc uciec. Jest 70 proc. ryzyka, że wezmą was za świadków Jehowy lub windykatorów. Bezpieczniejsza wersja tego zajęcia to organizowanie wycieczek do Częstochowy połączona z pokazem handlowym („A teraz szanowni pielgrzymi nie wrócicie do domu, zanim nie zakupicie tych wspaniałych kocy z wielbłądziej wełny po 5 tys. zł sztuka, dzięki którym wasza podagra i zapalenie prostaty minie jak zły sen”). Ale w tym segmencie jest tak duża konkurencja, że trudno wyjść na swoje.

17. Dziennikarz

Pani od polskiego mówiła, że ładnie piszesz wypracowania, twojego bloga zasubskrybowało 20 osób (z czego połowa to ciocie i wujkowie), a na Fejsie masz 3 tys. znajomych, którzy lajkują twoje wpisy? Możesz spróbować zarabiać na swojej pasji i zostać dziennikarzem. Jeśli umiesz parzyć kawę i lubisz biegać po chińszyznę do budki na rogu, może cię gdzieś przyjmą na próbę. Zaczniesz swoją karierę od robienia researchu, czyli zbierania materiałów dla starszych kolegów (zapłatą będzie umieszczenie twojego nazwiska na końcu tekstu czcionką wielkości 2 pkt). Kiedy zaczniesz pisać własne teksty, zawsze będą one za krótkie albo za długie. Zawsze głupie. Jeśli je wydrukują, bo nic innego nie ma, i tak nie zapłacą. A jak zapłacą, będziesz płakać z żałości, że nie zostałeś cieciem. Nawet jeśli zatrudnisz się w piśmie branżowym, gdzie zajmować się będziesz kształtkami wentylacyjnymi, dla jednych będziesz lemingiem popierającym reżim, dla innych pisiorem. Jednak zaczniesz odkrywać dobre strony tego zajęcia, kiedy zaczną wysyłać cię na konferencje prasowe. Jedząc słone paluszki i pijąc słabą kawę, zaoszczędzisz na wydatkach na jedzenie. I zgromadzisz zapas długopisów firmowych. Będzie można je opchnąć na Allegro.

18. Hostessa

Do pracy musisz nosić wysokie obcasy, po robocie wkładasz obuwie ortopedyczne. Skóra się popsuła pod makijażem, wydajesz majątek na puder i kosmetyczkę. Jeśli nie masz za sobą intensywnych treningów, gwarantowane skurcze mięśni: stanie z ciężką tacą wypełnioną kubeczkami z jogurtem (serami, lekko podśmierdniętą szynką, którą trzeba szybko sprzedać etc.) wymaga nadludzkiej siły. Życzliwi dzwonią do rodziców, że zeszłaś na złą drogę, bo w tak krótkiej spódnicy mogą stać tylko prostytutki. Choć masz dwa fakultety, wszyscy uważają cię za kretynkę. Żałujesz, że nie poszłaś uczyć do szkoły.

19. Nauczyciel

Robota dla desperatów. Dzieci w klasie zamieniają się we wrzeszczącą, żądną krwi hordę. Albo wejdą ci na głowę, albo ty zamienisz się w potwora. Rodzice dzwonią do ciebie nawet w nocy i robią dzikie awantury. Ale i tak nie śpisz, bo piszesz konspekty, które na niewiele się zdadzą, bo przez większą część lekcji starasz się uspokoić bachory, przez resztę czasu odpowiadasz na kretyńskie pytania (np. dlaczego uczysz w szkole, zamiast zarabiać pieniądze?). Koleżanki i koledzy w pokoju nauczycielskim nienawidzą cię i nawet nie starają się tego ukryć. To minie po kilku latach, kiedy stracisz młodość, urodę i entuzjazm. Musisz przygotowywać wszystkie szkolne gazetki i dyżurujesz na każdej przerwie. Jeśli wytrwasz dłużej niż 6 lat, będziesz sadystą lub alkoholikiem.

20. Copywriter

Oczyma wyobraźni widzisz, jak odbierasz główną nagrodę na Cannes Lions International Advertising Festivalu. Wszyscy ci zazdroszczą: kreatywny, skuteczny, dobrze opakowany w markowe ciuchy wyglądasz jak parę milionów dolarów, które dzięki twojej kampanii zarobił wdzięczny klient. Twoja praca to nieustanna impreza. Stop, spójrzmy prawdzie w oczy. W rzeczywistości ganiasz starszym kolegom po pizzę. I układasz rymowankę reklamującą maść na hemoroidy. Fraza „piecze, piecze, co za ból” będzie ci towarzyszyć w każdej godzinie, symbolizując smutek i beznadzieję egzystencji. W dodatku hasło „robię w reklamie” nie jest już tak skutecznym lepem na osobników płci przeciwnej. Może podziałać najwyżej na pierwszy rocznik liceum. Będziesz więc kłamać, że pracujesz w firmie headhunterskiej. I zbierać pieniądze na bilet do Irlandii, mój młody Syzyfie z aspiracjami.