W 2012 r. o 22 proc. wydłużył się wskaźnik trwania postępowania w sprawach z zakresu prawa pracy przed sądami apelacyjnymi, o 17 proc. przed sądami okręgowymi i o 15 proc. przed rejonowymi. Dla przykładu w sądach okręgowych w I instancji na wydanie wyroku pracownicy pozostający w sporach z pracodawcami muszą średnio czekać 7,7 miesiąca.
To skutek m.in. likwidacji wydziałów pracy sądów rejonowych zlokalizowanych w małych miejscowościach. Od 1 kwietnia 2011 r. zniknęły 74 takie jednostki. Rząd tłumaczył redukcje zmniejszającą się liczbą spraw z zakresu prawa pracy. Tyle że od 2011 r. wraz z pogarszaniem się sytuacji ekonomicznej pozwów zaczęło przybywać. W zeszłym roku było ich już o 8,8 tys. więcej (120,4 tys., wzrost o 8 proc.). Nic w tym dziwnego, skoro z danych Państwowej Inspekcji Pracy wynika, że liczba przypadków niewypłacenia pensji wzrosła w 2012 r. z 71,5 tys. do 107,6 tys. (o 50 proc.), a łączna suma zaległych świadczeń przekroczyła 229 mln zł (wzrost o 66 proc.). Według badań Związku Przedsiębiorców i Pracodawców co trzecia firma planuje dziś zwolnienia, a tylko co siódma zamierza zatrudniać nowe osoby.
– Pogorszenie się sytuacji ekonomicznej i pojawiające się zatory płatnicze zawsze przekładają się na większą liczbę postępowań sądowych – podkreśla Waldemar Żurek, sędzia i rzecznik prasowy ds. cywilnych Sądu Okręgowego w Krakowie.
Tłumaczy, że wpływ na pracę sądów ma też ich reorganizacja, która ruszyła 1 stycznia 2013 r. Na jej podstawie 79 najmniejszych sądów rejonowych zostało zniesionych i stało się wydziałami zamiejscowymi większych jednostek. Zdaniem ekspertów nie przyczyni się to do przyspieszenia pracy największych placówek, które dziś są najbardziej obciążone sprawami.
Reklama