Według wstępnych danych resortu pracy w końcu grudnia 2012 r. w urzędach pracy zarejestrowanych było 2 mln 137,6 tys. bezrobotnych. To oznacza, że w całym ubiegłym roku liczba osób bez zajęcia zwiększyła się aż o 154,9 tys. W rezultacie stopa bezrobocia skoczyła z 12,9 proc. w listopadzie do 13,3 proc. Co gorsza, tak dużej liczby bezrobotnych nie było na koniec roku od sześciu lat.
Eksperci są zgodni, że to głównie efekt hamowania gospodarki, na który wskazują dane GUS. Bo jeszcze w I kw. PKB zwiększył się o 3,6 proc., a w III kw. już tylko o 1,4 proc. Zdaniem analityków resortu pracy wzrost liczby bezrobotnych spowodowany był także rejestrowaniem się w pośredniakach osób, którym wygasły umowy na czas określony i nie zostały przedłużone. Równocześnie zakończyły się prace sezonowe w leśnictwie, ogrodnictwie i budownictwie. Część osób, która je wykonywała, nie znalazła innego zajęcia i dlatego zarejestrowała się w urzędach pracy. Do grupy osób bezrobotnych dołączyli też ci, którzy zakończyli uczestnictwo w programach aktywizacji zawodowej. Jest to trwałe zjawisko, ponieważ tylko część bezrobotnych uzyskuje po nich stałe zatrudnienie. Na przykład spośród tych, którzy kierowani są przez pośredniaki do wykonywania prac interwencyjnych, odsetek ten wynosi ok. 70 proc., a na staże – ok. 50 proc.
Spowolnienie nie przełożyło się jednak jeszcze w pełni na rynek pracy – twierdzi Grzegorz Ogonek, ekonomista ING Banku Śląskiego. Jego zdaniem redukcje zatrudnienia w przedsiębiorstwach były umiarkowane. – Firmy starały się utrzymać pracowników, bo wierzyły, że spowolnienie będzie dość krótkie. Ale nie dość, że jego końca nie widać, to jeszcze w tym kwartale możemy zobaczyć recesję. Dlatego firmy będą mocniej ciąć koszty, w tym fundusz płac, co będzie owocowało zwolnieniami pracowników – uważa Ogonek.
Także Marcin Mazurek, ekonomista BRE Banku, uważa, że przedsiębiorstwa przyspieszą redukcję zatrudnienia. – Bo pierwszą reakcją przedsiębiorców na spowolnienie było zmniejszenie liczby godzin pracy. Nie widać jednak światełka w tunelu. Naszym zdaniem koniunktura będzie się nadal pogarszała i przedsiębiorstwa będą się do niej dostosowywać, zmniejszając liczbę etatów – wyjaśnia Mazurek.
Reklama
Jego zdaniem w końcu tego roku stopa bezrobocia przekroczy 14 proc., by w rezultacie osiągnąć 14,6 proc. Jeśli sprawdzi się ta prognoza, wtedy liczba bezrobotnych zwiększyłaby się w ciągu roku o ponad 200 tys., do prawie 2,4 mln. Większym optymistą jest Piotr Bujak, główny ekonomista Nordea Banku. Według niego najwyższe bezrobocie będzie w lutym, gdy wyniesie 14,2 proc., potem sezonowo będzie spadać, do poniżej 13 proc. latem, a w grudniu może osiągnąć 13,8 proc. Prawdopodobnie po raz kolejny nie sprawdzą się więc prognozy rządu, który w ustawie budżetowej na ten rok przewiduje, że zarówno w końcu 2012, jak i w grudniu 2013 r. stopa bezrobocia wyniesie 13 proc.