Przez pół roku na zlecenie DGP instytut badawczy Homo Homini analizował, jak swoją przyszłość zawodową widzą studenci ostatnich lat i absolwenci popularnych kierunków, takich jak prawo, informatyka, architektura czy medycyna. Wnioski są zaskakujące.
Po pierwsze, upadł mit inżyniera, który nie ma problemów ze znalezieniem zatrudnienia. Po drugie, większość badanych ma realistyczne podejście do rynku pracy. Skończyły się czasy niebotycznych sum, których absolwenci oczekiwali na starcie. Dziś deklarują, że zadowolą się 3 tys. zł miesięcznie.
Po trzecie, wciąż największą gwarancję zatrudnienia i wysokiej płacy daje informatyka. Ale już nie prawo czy architektura. Po czwarte, absolwent jest konserwatystą – w pracy liczy się dla niego przede wszystkim stabilność.
Największe oczekiwania mają informatycy: nawet młodzi, dopiero co zaczynający pracę, od razu chcą zarabiać ponad 10 tys. zł. Dziś to jedyna grupa, która nadal dyktuje warunki na rynku. Druga grupa zawodowa, po informatykach, która nie musi się obawiać bezrobocia, to lekarze. Jednak w ich przypadku oczekiwania zarobkowe nie są aż tak niebotyczne. Większość liczy na pensję między 3 a 5 tys. zł. Tylko co dziesiąty chciałby zarabiać ponad 10 tys. zł. Najmniejsze wymagania mają pedagodzy. Ci wiedzą, że średnia pensja, na jaką mogą liczyć, to około 2 tys. zł, i tylko takiej wymagają.
Reklama
Gwarantem sukcesu na rynku pracy przestały być także takie zawody, jak prawnik i architekt. Stąd też mniejsze są, niż można by się spodziewać, ich wymagania finansowe. Czterech na dziesięciu absolwentów architektury zadowolą zarobki między 3 a 5 tys. zł, a co czwartego prawnika te między 5 a 8 tys. zł.
W ciągu ostatnich czterech lat obserwujemy zmiany w podejściu młodzieży do rynku pracy. Wraz z nadejściem kryzysu zaczęła ona coraz bardziej pragmatycznie patrzeć zarówno na swoje szanse zarobkowe, jak i na szanse awansu– mówi Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu PKPP Lewiatan. – Rzeczywistość dokonała urealnienia ambicji – dodaje.
Mordasewicz przypomina, że jeszcze kilka lat temu absolwenci mieli nierealne aspiracje. Dziś wyraźnie widać dwa rodzaje osób opuszczających mury uczelni. – Jedna grupa wciąż jest przekonana, że skoro ma wyższe wykształcenie, to należy jej się z miejsca świetna praca z wysokimi zarobkami. Druga jest bardziej zmotywowana do pracy, czasem na początku za nieduże pieniądze – komentuje Mordasewicz.