– Rodzi się kolejna branża. Jeśli wydobywanie gazu łupkowego będzie opłacalne, powstanie zupełnie nowy przemysł – mówi Piotr Woźniak, przewodniczący rady Europejskiej Agencji Energetycznej ACER.
Na razie trudno precyzyjnie powiedzieć, ile osób może znaleźć zatrudnienie przy poszukiwaniu, a potem ewentualnej eksploatacji złóż gazu łupkowego. Z danych firm wydobywających gaz w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie wynika, że średnio przy jednym wierceniu pracuje od 30 do 35 osób.
– Docelowo miejsc, w których będą prowadzone odwierty, będzie około tysiąca – mówi Paweł Poprawa z Państwowego Instytutu Geologicznego.
A to oznacza, że bezpośrednio przy wydobyciu gazu może pracować 30 – 35 tys. ludzi. Do tego dochodzi obsługa – od gastronomii i zaplecza hotelarskiego po specjalistyczne badania środowiskowe, które należy wykonać dla każdego odwiertu. – Z informacji, jakie uzyskałem od ekspertów w USA i Kanadzie, wynika, że w otoczeniu tego przemysłu powstaje dwa razy więcej miejsc pracy niż w nim samym – dodaje Poprawa. To oznacza, że nowa branża może dać zatrudnienie około 100 tys. osób.
Początki łupkowego boomu widać gołym okiem już teraz. Magdalena Pachocka, rzeczniczka Geofizyki Kraków, firmy wykonującej badania sejsmiczne niezbędne do eksploatacji złoża, przyznaje, że w porównaniu z 2009 r. w ubiegłym roku liczba zamówień na ich usługi wzrosła o 80 proc. W 2011 o kolejne 50 proc.
Zatrudnienie wystrzeliło jak z procy. – Dotyczy to zwłaszcza pracowników przyjmowanych na czas realizacji poszczególnych kontraktów, rekrutowanych w dużej części ze społeczności lokalnych, z terenu, na którym wykonywane są prace. W roku 2010 odnotowano blisko 90-proc. wzrost średniorocznego zatrudnienia takich osób. Oznacza to, że w ubiegłym roku mogliśmy – choćby okresowo – dać pracę kilkuset osobom więcej niż w roku poprzednim – mówi Pachocka. Dodaje, że po dziewięciu miesiącach tego roku zatrudnienie w tej grupie wzrosło o kolejne kilkanaście procent. Podobnie jest w Geofizyce Toruń.
Z kolei Nafta Piła, która prowadzi wiercenia dla wielu firm poszukujących gazu łupkowego w Polsce, ściąga z całego świata swój sprzęt i ekipy, bo w kraju można zarabiać więcej i łatwiej. – Zmieniliśmy strategię – przyznaje Henryk Dytko, prezes Nafty Piła. To w Polsce jest teraz eldorado, a nie w Indiach czy Egipcie.
Biznes kręci się tak szybko, że spółka Narzędzia i Urządzenia Wiertnicze Glinik przygotowuje się do produkcji polskich wiertni do eksploatacji złóż łupkowych.
Do kraju wraca coraz więcej speców od wierceń. – W ostatnich miesiącach widać to bardzo wyraźnie – mówi Sławomir Szczur, managing director w firmie W&BS Rozwiązania Personalne. Trudno się dziwić – w kraju czekają na nich znakomite pensje. Dla najlepszych rzędu 40 tys. zł miesięcznie.