Jednocześnie dane zebrane przez MF z połączonych baz danych MF i ZUS pokazują, że 1 proc. najbardziej zamożnych indywidualnych przedsiębiorców uzyskuje aż 24,5 proc. wszystkich dochodów z działalności gospodarczej opodatkowanej PIT.
W przypadku umów o pracę 1 proc. najbogatszych kontroluje ok. 7,8 proc. całości dochodów.
Te dane mogą wzmocnić argumenty dla wprowadzenia rozwiązań ograniczających możliwość przechodzenia na liniowy PIT.
Bardzo duże różnice w dochodach w tej grupie podatników to dobre uzasadnienie, by sprawdzać, którzy z nich rzeczywiście prowadzą działalność gospodarczą
Test przedsiębiorcy miał być bronią fiskusa przeciwko tym, którzy możliwość rejestracji jako osoby prowadzące działalność gospodarczą traktują jak ucieczkę od etatu oraz okazję do płacenia niższych podatków i składek. Wprowadzenie testu znalazło się w Wieloletnim Planie Finansowym, którym wczoraj zajmował się rząd. MF zakłada, że uszczelnienie systemu powinno dać ok. 1,2 mld zł dodatkowych wpływów z podatków. Rząd jednak boi się politycznych skutków tego, jak zostanie przyjęte to rozwiązanie. Prawdopodobnie zniknie jego nazwa, a sam pomysł zostanie skorygowany. Nową treść zapisów w Aktualizacji Planu Konwergencji mamy poznać w najbliższych dniach. – Chodzi nie tylko o korzyści fiskalne, ale wprowadzenie także takich działań, które ochronią np. przed wypychaniem na samozatrudnienie – mówi nasz rozmówca z rządu. Propozycje mają być dyskutowane na forum Rady Dialogu Społecznego.
Nie oznacza to zupełnego porzucenia pomysłu, bo resort finansów dysponuje solidnym zestawem danych, które uzasadniają taki ruch.
Z informacji zebranych przez Ministerstwo Finansów z połączonej bazy PIT i ZUS wynika, że 1 proc. najbardziej zamożnych przedsiębiorców uzyskuje jedną czwartą wszystkich dochodów z działalności gospodarczej opodatkowanych PIT-em. Większe nierówności są tylko wśród inwestorów giełdowych, bo tam krezusi wypracowują aż 62 proc. wszystkich dochodów z kapitałów. Jednak o ile w przypadku gry na giełdzie może to być zrozumiałe – profesjonaliści uzyskują znacznie lepsze wyniki niż rzesza ciułaczy kupujących jednostki uczestnictwa funduszy inwestycyjnych – o tyle tak duży rozrzut w poziomie dochodów przedsiębiorców dla niektórych ekspertów jest zaskoczeniem.
Skąd się to wzięło? Najprostsza odpowiedź: niektórzy przedsiębiorcy mają znacznie więcej szczęścia w biznesie niż pozostali. I stąd tak duże różnice w dochodach. Jednak gdy przyjrzeć się danym MF dokładniej, to można zauważyć inną zależność: ci, którzy mają najlepsze wyniki, rozliczają PIT według 19-proc. liniowej. Widać to po wielkościach średniego dochodu. Ci, którzy rozliczają się według skali podatkowej, zarabiają przeciętnie 43,6 tys. zł na rok. A liniowcy 231 tys. A to oznacza, że preferencja podatkowa w postaci niższej liniowej stawki przy działalności gospodarczej ma duże znaczenie dla dobrze zarabiających. Bo w żadnej innej grupie podatkowej średni dochód nawet nie zbliża się do tego poziomu. Dla porównania, etatowcy składających PIT-37 uzyskiwali średnio 33,6 tys. zł, ci, którzy sprzedawali nieruchomości i rozliczali się według PIT-39, mieli po ok. 63,3 tys. zł, a inwestorzy kapitałowi (PIT-38) ok. 23,2 tys. zł brutto.
Wysokie dochody wśród liniowców na jednoosobowej działalności gospodarczej w połączeniu z dużymi nierównościami dochodowymi w grupie samych przedsiębiorców to jeszcze nie jest twardy dowód, ale na pewno mocna poszlaka, że z systemem podatkowo-składkowym w tym przypadku jest coś nie tak. Zdaniem głównego ekonomisty ZUS Pawła Wojciechowskiego z raportu można wysnuć dwa wnioski. Po pierwsze, progresja w systemie na tle innych krajów OECD jest niska, po drugie, powstaje pytanie, co zrobić z podatkiem linowym dla osób prowadzących działalność gospodarczą.
‒ Już w rekomendacjach OECD pojawiło się stwierdzenie, że należy zwiększyć progresję dla osób prowadzących działalność gospodarczą w PIT ‒ podkreśla Wojciechowski. Gdyby ją wprowadzić, zniechęcałoby to osoby o wysokich dochodach do arbitrażu podatkowego – czyli np. zakładania fikcyjnych działalności gospodarczych zamiast zawierania umów o pracę.
Ale ze zwiększaniem progresji w podatkach od działalności gospodarczej jest pewien kłopot. Pierwszy: prowadzenie własnej firmy wiąże się z większym ryzykiem niż praca na etacie, więc można łatwo wylać dziecko z kąpielą. Czyli próbując zniechęcić do ucieczki w działalność gospodarczą, jednocześnie uderzyć w rzeczywistych przedsiębiorców. Michał Myck, dyrektor Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA, zwraca uwagę, że większa progresja oznacza skomplikowanie systemu i dodatkowe obciążenia administracyjne. ‒ Do tej pory zatem preferowane było podejście stawiające na prostotę systemu, by jak największą część podatników włączyć w system i ograniczyć szarą strefę. Podobne podejście obowiązuje w odniesieniu do ryczałtowych składek na ZUS – mówi. I dodaje, że choć należy rozmawiać o możliwości odejścia od liniowego PIT dla działalności gospodarczej, to dyskusja ta musi brać pod uwagę to, że rezygnacja z tego rozwiązania może zachęcić część podatników do ukrywania dochodów w szarej strefie.
– To zawsze jest pewna gra między fiskusem a podatnikiem i zwiększenie opodatkowania wysokich dochodów w tym przypadku wymagałoby zapewne zwiększenia zakresu kontroli skarbowych – mówi Michał Myck.
Druga sprawa: czy samo wprowadzenie progresji wystarczy, by ukrócić arbitraż. Jakub Sawulski, ekonomista Instytutu Badań Strukturalnych, zwraca uwagę, że również ci, którzy mają niskie dochody, uzyskują je nie dlatego, że mają pecha, a dlatego, że sprawnie generują koszty uzyskania odliczane od przychodów.
– Dla niektórych podatników przejście na działalność gospodarczą jest – również z tego punktu widzenia – bardziej opłacalne niż np. praca na etacie – mówi Jakub Sawulski.
Co w takim razie mogłoby pomóc? Nasi rozmówcy uważają, że pomysł z testem przedsiębiorcy lansowany przez Ministerstwo Finansów nie jest taki zły. O ile test będzie dobrze skonstruowany i rzeczywiście oddzieli fikcyjnych przedsiębiorców od tych prawdziwych. I uda się do niego przekonać przeciwników w samym rządzie, jak minister przedsiębiorczości i technologii Jadwigę Emilewicz. Resort finansów chce jednak ten pomysł przeforsować, choć bierze pod uwagę różne korekty jego ostatecznej wersji, np. by test nie działał wstecz.
‒ Jego skutkiem ubocznym powinno być zmniejszenie nierówności dochodowych w tej grupie przedsiębiorców indywidualnych, a ci, którzy rzeczywiście prowadzą działalność gospodarczą, nie mają się czego obawiać – ocenia Sawulski.
Takie działanie zmniejszyłoby lukę w PIT. Na razie nikt jej dokładnie nie zbadał. Wysiłek, aby sprawdzić, ile wynosi luka w PIT, podjęła dr Alina Klonowska z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Z jej szacunków wynika, że luka w PIT w 2004 r. nieznacznie przekraczała 6 mld zł, a w 2011 r. wynosiła już ponad 18,3 mld zł. Średniorocznie w latach 2003‒2014 wynosiła ok. 11,5 mld zł, co pokazuje, że w tym podatku też istnieje pole do uszczelnienia, pod warunkiem że fiskus wie, co odpowiada za taki stan rzeczy. Nie wszystkie bowiem działania prowadzące do pogłębiania się luki są niezgodne z prawem, a zdecydowana jej większość to ulgi czy zwolnienia. Te w ostatnich kilku latach były ograniczane, ale w tym czasie przybywały także nowe.