Pracownicy ArcelorMittal Warszawa nie wspominają dobrze stycznia 2013 r. Huta na kilkanaście dni wygasiła piece i wstrzymała produkcję na wydziałach stalowym i walcowni. Powód: drastyczny spadek zamówień na stalowe pręty żebrowane, które stanowiły 40 proc. produkcji.
Ich sprzedaż załamała się na rodzimym rynku. Podkreślmy – legalna sprzedaż. Przez cały 2012 r. i większość 2013 r. huty przegrywały konkurencję z firmami wprowadzającymi do obrotu towar po zaniżonych cenach. Oświadczenie ArcelorMittal nie pozostawiało złudzeń: „Sytuacja jest w znacznym stopniu skutkiem nielegalnych działań w handlu stalą w Polsce i sprzedaży prętów żebrowanych, importowanych do Polski z krajów sąsiednich z pominięciem podatku VAT. Krajowi producenci tracą udziały w rynku na rzecz podmiotów działających nielegalnie, które oferują po niższych cenach pręty żebrowane wytwarzane w innych krajach, czerpiąc tym samym nielegalne zyski wynikające z niepłacenia podatku VAT”. Na nieopodatkowanym handlu prętami budżet tracił 300–400 mln zł rocznie. Tak przynajmniej szacowała wówczas Polska Unia Dystrybutorów Stali.
Ale łączne straty państwowej kasy z powodu oszustw związanych z VAT są znacznie większe. Wskazują na to badania sporządzane dla Komisji Europejskiej oraz inne raporty – jak opublikowana ostatnio analiza firmy doradczej PwC. Według tych wyliczeń luka podatkowa w VAT – czyli to, co budżet teoretycznie powinien dostać, a nie dostał – wynosi od 39 mld zł do 47 mld zł. Oczywiście luka podatkowa to nie tylko efekt wyłudzeń podatków – część tej kwoty to VAT, którego nie zapłacili bankruci, albo efekt legalnej optymalizacji podatkowej. Ale to zdecydowana mniejszość.
Wyłudzenia VAT nie są polską specjalnością. Średnio w UE luka w VAT to 16 proc. wpływów; w Polsce – 22 proc. W niektórych krajach – np. w Rumunii – sięga aż 44 proc. Ale są i tacy, którzy przed wyłudzeniami bronią się całkiem nieźle: w Holandii luka wynosi zaledwie 5 proc. Podobnie jak w Finlandii.
Reklama

Kryminogenny podatek

Z analiz wynika jeszcze jedno: w Polsce problem narastał przez kilka lat, a jego apogeum przypadło na 2013 r. Jeszcze w 2007 r. PwC szacowało lukę w VAT na 0,6 proc. PKB. W ubiegłym roku było to już 2,9 proc. PKB, czyli ok. 46,8 mln zł. Tegoroczne szacunki wskazują na zmniejszenie luki do ok. 2,5 proc. PKB, czyli 42 mld zł. Ciągle dużo, jeśli wziąć pod uwagę, że zaplanowany na ten rok deficyt w budżecie to 47,5 mld zł. – Skala wyłudzeń jest ogromna. Można więc tu mówić o przestępczości zorganizowanej – mówi Tomasz Kassel, partner w firmie doradczej PwC.
On i jego współpracownik Marcin Ginel o problemie wiedzą dużo. I to nie tylko dzięki analizie danych – Ginel od 2003 r. pracował w departamencie kontroli skarbowej Ministerstwa Finansów, potem przez 5 lat pełnił kierownicze funkcje w departamencie wywiadu skarbowego, był także wiceszefem warszawskiego Urzędu Kontroli Skarbowej, gdzie nadzorował pion wywiadu, komórkę analiz i planowania. Dziś mówi bez ogródek: przestępcy okradają nas z VAT, bo sprzyja temu konstrukcja podatku. Przyznają to zresztą urzędnicy resortu finansów. Dla Marzeny Machowskiej-Kubik, wicedyrektor departamentu kontroli skarbowej, głównym problemem pozostaje instytucja zwrotu w VAT, którego urzędy skarbowe dokonują na rzecz podatników. To newralgiczny obszar, bo wiele oszustw to właśnie wyłudzenia zwrotów.
Przestępcy upodobali sobie VAT też z innego powodu: mało ryzykują, decydując się na jego kradzież. Z danych MF wynika, że w ubiegłym roku za tego typu przestępstwa na podstawie przepisów kodeksu karnego skarbowego skazano 101 osób. Kary? Według KKS maksymalna kara to pozbawienie wolności na 5 lat, a w przypadku jej nadzwyczajnego zaostrzenia nie może być dłuższa niż 10 lat. – Nic dziwnego, że ci, którzy zajmowali się np. handlem narkotykami, teraz przerzucają się na wyłudzenia VAT. To niemal równie dochodowy biznes, a w przypadku złapania kara jest znacznie mniejsza – ocenia Marcin Ginel. – Wpadka rzadko kończy się bezwzględnym więzieniem, najczęściej zapadają wyroki w zawieszeniu. Wynika to też trochę z przyzwolenia społecznego, bo nie widzimy nic nagannego w omijaniu podatków. Poza tym poszkodowanym jest Skarb Państwa, a więc nikt konkretny z nazwiska – wtóruje mu Tomasz Kassel.

Sposób na słupa

Najprostszy i jednocześnie najbardziej skuteczny sposób oszustwa to sprzedać coś z VAT, ale nie odprowadzić go do urzędu skarbowego. Żeby się udało, trzeba do takiej transakcji upolować uczciwą i legalną firmę. Jak ją zwabić? Najłatwiej niską ceną. Oszust jest w stanie taką zaproponować, bo przecież z góry zakłada, że 23 proc. zostanie w jego kieszeni.
Przykładowa transakcja: uczciwa firma chce kupić olej rzepakowy w transakcji spot, czyli z dostawą natychmiastową. Ile kosztuje olej, wiadomo, bo punktem odniesienia są notowania z giełdy w Amsterdamie. Firma rozsyła oferty i sama je dostaje. I taką znajduje: jest olej, który spełnia jej oczekiwania jakościowe i – co ważniejsze – jego cena jest znacznie niższa niż w Amsterdamie. – Już wtedy powinna zapalić się czerwona lampka, bo dziś w dużym biznesie trudno o tak dobrą okazję. Ceny ofert są do siebie raczej podobne – mówi Kassel.
Uczciwemu kupującemu wydaje się, że dochowuje staranności, bo sprawdza oferenta. Wyciąg z Krajowego Rejestru Sądowego jest, jest także dokument poświadczający, że po drugiej stronie mamy płatnika VAT. Dla kupującego to wystarczy. Strony umawiają się na dostawę i towar przyjeżdża. Sprzedający wystawia fakturę: cena, jaką proponował, plus VAT. Dochodzi do transakcji. Kupujący przelewa pieniądze. Sprzedający powinien odprowadzić 23 proc. VAT do urzędu skarbowego. Ale tego nie robi. – Te 23 proc. staje się dla niego czymś w rodzaju marży. Ogromnej marży. Zwykle na rynku takich towarów masowych wynosi ona ok. 1–2 proc. – opowiada Kassel.
No dobrze, ale przecież firma była zarejestrowana w KRS, więc wyglądała na poważnego kontrahenta. Ale na to są proste sposoby. Została zarejestrowana na słupa: bezrobotnego, bezdomnego albo osobę przebywającą w hospicjum. Czasem robi się to na skradziony dowód osobisty. A skąd miała towar? Można go najzupełniej legalnie kupić za granicą. Na przykład olej rzepakowy w bliskim nam Magdeburgu. Kupuje się go po cenie rynkowej, ale dostawa odbywa się na zasadach wewnątrzwspólnotowych: czyli niemiecki sprzedający sprzedaje za cenę netto, bo stawka VAT, jaką się stosuje przy takich transakcjach, to 0 proc., a polski kupujący powinien zgłosić wewnątrzwspólnotowe nabycie i ten VAT wykazać według stawki podstawowej, czyli 23 proc. Ale tego oczywiście nie robi. – Towar przekracza granicę i znika. Można już nim obracać i jest on tańszy, bo przecież nikt nie zapłacił od niego podatku – tłumaczy Kassel.
Co dalej? W tym przypadku oszust wykorzystuje proceder nazywany znikającym podatnikiem. Przez 2–3 miesiące dokonuje tylu transakcji, ilu tylko zdoła, zanim urząd skarbowy połapie się, że coś jest nie tak. Gdy zacznie go namierzać, firma znika. Jej założyciele przenoszą się do innego województwa, często zmieniając przy tym branżę. – Dla nich nie ma znaczenia, czym handlują. Ich towarem jest VAT – mówi Tomasz Kassel.

Karuzela oszustów

Inny sposób jest jak lustrzane odbicie poprzedniego: znikający podatnik udaje wewnątrzwspólnotową dostawę towaru. W praktyce może wyglądać to tak: do polskiej firmy zgłasza się przedstawiciel przedsiębiorstwa z Czech. I mówi: chcę kupić produkowane przez was cukierki. Dokumenty czeskiego kontrahenta są oczywiście w porządku, firma jest zarejestrowana i jest płatnikiem VAT. Czeski kontrahent stawia tylko jeden warunek: odbiór towaru własnym transportem. I rzeczywiście przyjeżdża tir, polski sprzedający przekazuje towar. Transport odjeżdża. Za 2–3 dni przychodzi dokument transportowy potwierdzający wyjazd ciężarówki do Czech, więc polska firma wystawia fakturę z zerowym VAT w Polsce (bo towar został wyeksportowany na teren UE). I dostaje zapłatę: cenę netto. Ale cukierki nigdy do Czech nie dojeżdżają. Towar pozostaje w Polsce i jest wprowadzany do obrotu w kraju po niższej cenie. Trud, jaki muszą zadać sobie przestępcy w tym przypadku, polega na tym, że trzeba zarejestrować firmę na słupa w innym kraju UE. Co nie jest wcale takim dużym problemem.
Bardziej skomplikowanym mechanizmem wyłudzania jest tzw. karuzela. Oszuści zakładają kilka, a czasem kilkanaście firm, które mają posłużyć do wydłużenia łańcucha dostaw jakiegoś towaru. Jedna z nich zawsze odgrywa wiodącą rolę w procederze: ma kapitał, prawidłowo prowadzi księgowość, składa deklaracje podatkowe, płaci podatki. I to ona dokonuje pierwszego kroku: sprzedaje na zasadzie wewnątrzwspólnotowej dostawy towar do znikającego podatnika w innym kraju UE. To on jest kolejnym ogniwem w łańcuchu. Zachowuje się tak, jak w poprzednich przykładach – czyli powinien zadeklarować w swoim kraju podatek VAT i go zapłacić. Ale nie robi tego.
Znikający podatnik odsprzedaje towar – już z naliczonym VAT – firmie buforowej. Takich buforów w układzie może być nawet kilkadziesiąt. Im więcej, tym lepiej, bo tym większy problem z namierzeniem oszustwa mają służby skarbowe. Bufory odsprzedają sobie towar, aż trafi on do brokera – czyli spółki, która ma zrealizować zysk z całej operacji. Żeby to zrobić, broker musi dokonać wewnątrzwspólnotowej dostawy – najczęściej do spółki wiodącej. I tu właśnie wykorzystywana jest instytucja zwrotu podatku: broker ma do niego prawo, bo teoretycznie zapłacił ostatniemu z buforów fakturę z 23-proc. VAT (VAT naliczony), a na fakturze wystawionej przez siebie wpisał stawkę 0 proc. (VAT należny) – jak to w eksporcie unijnym. Urzędowi skarbowemu należy się różnica: VAT należny pomniejszamy o naliczony. Skutek jest taki, że urząd skarbowy dokonuje zwrotu nigdy niezapłaconego podatku, a towar wraca do firmy, z której wyszedł.
– Karuzele można komplikować. Spółek, które biorą w niej udział, może być mnóstwo, żeby utrudnić określenie, jaką rolę pełni każda z nich. Im dłuższy łańcuch dostaw, tym trudniej go rozgryźć – mówi Marcin Ginel. Nasz rozmówca dodaje, że dodatkowo sprawę komplikują duże rozbieżności między obrotem towarowym, czyli tym, co widać w dokumentach, a przepływem pieniędzy w systemie bankowym. – To jest krytyczny moment wykrywania oszustw: trzeba ze sobą spiąć wiele służb. Po pierwsze musi to być generalny inspektor informacji finansowej, który ma uprawnienia do śledzenia dużych transakcji w systemie bankowym. Po drugie trzeba zgrać ze sobą czynności kontrolne, np. prowadzić kontrole krzyżowe, dzięki którym można stwierdzić, czy faktycznie nastąpiła dostawa towarów. Trzecia sprawa to czynności operacyjne wywiadu skarbowego lub innej służby – mówi Ginel.

VAT kradną zawodowcy

Wyłudzeń na największą skalę dokonują międzynarodowe grupy przestępcze, które doskonale wiedzą, jakie trendy panują na danym rynku, oraz znają metody służb skarbowych. – Często korzystają z pomocy doradców podatkowych, którzy przeszli na ciemną stronę mocy. Oni doskonale znają systemy w poszczególnych krajach, praktykę służb skarbowych, również tych najbardziej ofensywnych. Przestępcy mają bez wątpienia bardzo dobre rozpoznanie rynku. Gdy w Polsce wprowadzono reverse charge na pręty stalowe, problemy zaczęły się w innych krajach, które nie wprowadziły odwróconego VAT na ten towar. I przestępcy musieli gdzieś nadwyżki poupychać – opowiada Ginel. Reverse charge to legislacyjna metoda walki z oszustwami. Wprowadzenie zasady, że z podatku rozlicza się ostatnia firma z łańcucha dostaw, uratowało w ubiegłym roku branżę stalową. W kolejce do objęcia odwróconym VAT są już kolejne towary, m.in. elektronika.
Bo od 2009 r. wartość podatku VAT wpłacanego do budżetu przez firmy zajmujące się handlem elektroniką systematycznie spadała, a od 2013 r. zaczęły one w deklaracjach wykazywać bezpośrednie zwroty podatku z państwowej kasy. Powód: eksport do innych krajów UE. To spowodowało, że skarbówka wzięła handel elektroniką pod lupę. O ile w latach 2012–2014 dyrektorzy urzędów kontroli skarbowej przeprowadzili 345 postępowań kontrolnych, w ramach których zażądano 1,4 mld zł niezapłaconego podatku, o tyle na koniec września tego roku w całym kraju prowadzono 463 kontrole wobec firm, które podejrzewano o udział w karuzelach podatkowych. Ministerstwo Finansów szacuje, że wartość ustaleń w wyniku tych postępowań wyniesie 3 mld zł.
Marzena Machowska-Kubik opowiada, że w tej branży przestępcy upodobali sobie sposób na karuzelę jako metodę wyłudzania VAT. Ten sam towar nawet kilkakrotnie może wjeżdżać do kraju i z niego wyjeżdżać. Co łatwo sprawdzić, choćby po numerach IMEI telefonów komórkowych, którymi obracają oszuści. – Często do obrotu trafiają przedmioty, które nie mogą być przeznaczone na nasz rynek choćby z powodów technicznych. Mówię np. o telefonach, które nie mają polskiego oprogramowania i klawiatur, tylko np. greckie – mówi wicedyrektor z MF.
Z prowadzonych przez resort finansów analiz wynika, że liczba podmiotów zajmujących się handlem telefonami komórkowymi i tabletami, co do których można mieć podejrzenia, wyraźnie wzrosła. – To zwykle firmy nowo założone, nieznane na rynku, z niskim kapitałem zakładowym, a udziałowcami są głównie Hindusi lub inni obcokrajowcy z brytyjskim, francuskim bądź holenderskim paszportem. O osobach działających w ich imieniu nie ma żadnych dostępnych informacji lub są one szczątkowe. Siedziby spółek i miejsca prowadzenia działalności zlokalizowane są w wynajmowanych mieszkaniach prywatnych lub w wirtualnych biurach. Wprawdzie są to podmioty zarejestrowane w urzędach skarbowych, ale faktycznie nie prowadzą rzeczywistej działalności gospodarczej i nie wywiązują się ze swoich obowiązków względem urzędów. Po dokonaniu transakcji znikają – relacjonuje Marzena Machowska-Kubik.
Według niej fiskus doskonale zdaje sobie sprawę, z kim ma do czynienia, oraz z tego, że wyłudzenia VAT to międzynarodowy problem. – Znikający podatnik może być słupem, ale może to być też specjalnie w tym celu kupiona spółka z o.o., która po transakcji jest szybko odsprzedawana innym podmiotom, często z krajów, z którymi nie mamy dobrej współpracy podatkowej. W takiej sytuacji to przepływ informacji jest kluczowy, tym bardziej że oszustwa w VAT mają często charakter transgraniczny – mówi. I przyznaje, że formuła kontroli typowa jeszcze kilka lat temu, a sprowadzająca się do działań aparatu skarbowego w obrębie powiatu czy województwa, już się nie sprawdza.

Skarbówka idzie na wojnę

Gdyby podsumować ostatnie kilka lat walki z wyłudzeniami VAT, to widać, że aparat skarbowy był w defensywie. Najlepszy przykład to 2013 r., kiedy to wpływy z VAT spadały znacznie szybciej, niż wskazywałby na to stan gospodarczej koniunktury. A w niektórych branżach legalnie działające firmy otarły się o masowe bankructwa, czego branża stalowa była klinicznym przykładem.
Stefan Majerowski, menedżer w dziale doradztwa podatkowego firmy doradczej EY, tłumaczy to m.in. sposobem prowadzenia kontroli, jaki dominował w ostatnich latach. Zgodnie z prawem urzędy skarbowe i urzędy kontroli skarbowej mogą sprawdzać transakcje do 5 lat wstecz. I wcześniej najczęściej sprawdzały właśnie takie kilkuletnie sprawy. – Co mijało się z celem, bo takich podatników wyłudzaczy VAT od dawna nie było – mówi Majerowski. Jednak od razu dodaje, że widać zmianę na lepsze w działaniach kontrolerów. – Sprawy przyspieszyły, dziś toczące się kontrole to rozliczenia np. z przełomu poprzedniego i tego roku – dodaje.
Inną zmianą, jaką zauważa ekspert, jest to, że urzędy kontroli skarbowej zaczęły się specjalizować. Potwierdza to wicedyrektor Machowska-Kubik. Jak mówi, celem Ministerstwa Finansów jest stworzenie centrów kompetencyjnych wokół poszczególnych urzędów kontroli skarbowej. Chodzi o to, by inspektorzy z konkretnych UKS-ów byli specjalistami od wybranych branż. Już dziś UKS w Olsztynie specjalizuje się w obrocie elektroniką, a UKS w Szczecinie – w obrocie paliwami.
Co powinno być monitorowane w pierwszej kolejności? Stefan Majerowski uważa, że najwięcej wyłudzeń dokonywanych jest w obrocie paliwem, głównie olejem napędowym. – Przestępcom jest wszystko jedno, czym handlują, ale towar musi być masowy, a rynek na niego powszechny. Nie da się zrobić wyłudzenia na handlu czymś robionym na zamówienie – opowiada. I dodaje, że coraz większym problemem są wyłudzenia w handlu metalami nieżelaznymi. – W ubiegłym roku wprowadzono reverse charge na wyroby stalowe, ale to nie załatwiło sprawy do końca. Bo wyłudzeń można dokonywać, handlując ołowiem, niklem, aluminium, cyną czy cynkiem. To może narastać, bo od 1 października reverse charge na obrót tymi towarami wprowadzili u siebie Niemcy – tłumaczy Majerowski.
Na co dzień skarbówka musi walczyć z oszustami w inny sposób. Eksperci i przedstawiciele MF przez wszystkie przypadki odmieniają słowo „analityka”. – Największą wartość w naszych działaniach ma umiejętność wyłuskiwania podejrzanych transakcji czy podmiotów. Często jest to biały wywiad, gdzie analityk monitoruje na przykład oferty pojawiające się w internecie. Po takiej wstępnej obróbce sprawdzamy deklarowane dostawy do danego podmiotu i deklarowane przez niego nabycia towarów. Jeśli jest różnica, to znaczy, że on coś ukrywa. I to jest pierwszy etap naszych działań – opowiada wicedyrektor z MF. Drugi to już wejście z kontrolą do konkretnej firmy.
Marcin Ginel mówi jeszcze o sposobach, o których jego byłym kolegom z resortu mówić jest niezręcznie. – W zwalczaniu tego typu przestępczości najbardziej skuteczne okazują się najstarsze metody, czyli praca operacyjna, korzystanie z osobowych źródeł informacji. Agentura to jeden z najskuteczniejszych sposobów. No i inne metody operacyjne: podsłuch, obserwacja, sprawdzanie billingów – podkreśla.
Ekspert jednak nie zostawia złudzeń: żeby walka z oszustami była skuteczna, wszystkie organy wymiaru sprawiedliwości muszą nauczyć się współpracować. Coraz lepiej wypada pod tym względem współdziałanie skarbówki z policją i CBŚ. Jednak nadal najsłabszym ogniwem są prokuratura i sądy. – Bo jednego dnia zajmuje się prostą kradzieżą w sklepie, a drugiego skomplikowaną karuzelą VAT-owską. Potrzebny jest impuls w prokuraturze do tego, żeby prokuratorów szkolić. Podobnie sędziów. Jeżeli sprawa trafia do sędziego w wydziale karnym, który na co dzień zajmuje się pospolitym bandytyzmem i dostaje sprawę prania brudnych pieniędzy, to może być problem ze sprawnym przeprowadzeniem przewodu sądowego – uważa Marcin Ginel.
Na razie Ministerstwo Finansów notuje pierwsze sukcesy w tej walce. Choćby z oszustami w elektronice: od marca nastąpił spadek kwot zwrotu VAT wykazywanych przez firmy zajmujące się obrotem telefonami komórkowymi z 127 mln zł do 41 mln zł we wrześniu. Coraz efektywniejsze są też kontrole skarbowe. Ich liczba spadła w porównaniu do stanu sprzed roku. Ale do końca września inspektorzy odzyskali aż 6 mld zł niezapłaconego VAT – dwukrotnie więcej niż rok temu.